PANDEMIA KORONAWIRUSA W GRECZANACH
„DURNE WYDUMKI” I 17 TYSIĘCY HRYWIEN KARY
Pandemia koronawirusa spadła na nas niespodziewanie. Były wprawdzie informacje o szerzącej się w Europie epidemii, ale wydawało się, że do nas nie dotrze. Planowaliśmy święta, przygotowywaliśmy liturgie. A tu nagle zarządzenie, że kościoły mają być zamknięte. Na liturgiach może być jedynie 10 osób. Wierni przyjęli to z niedowierzaniem. Mówili, że nawet za „radiańskich czasów” tak nie było. Wtedy jeszcze na Ukrainie było mało zachorowań. Pamiętam, że na początku, zaraz po wprowadzeniu obostrzeń, kiedy do kościoła przyszło nieco więcej ludzi i poprosiłem, aby przeszli do bocznych kaplic, to pewna starsza pani śmiała mi się w twarz, że to jakieś „durne wydumki”. A wtedy już za każdą nadliczbową osobę groziła kara 17 tysięcy hrywien.
Do chorych, których odwiedzam każdego miesiąca, przed świętami nie poszedłem, aby nie było ryzyka, że przeniosę wirusa z domu do domu. Stałych chorych, których odwiedzam każdego miesiąca, mam ponad 50. W ogłoszeniach parafialnych i na naszej stronie internetowej informowaliśmy, że do chorych pójdziemy tylko na indywidualne zgłoszenia. Nikt się nie zgłosił. Może to przez szacunek do zarządzeń władzy? Bo w telewizji i radiu ciągle mówili o konieczności pozostania w domu i nieodwiedzania się. A może ogłoszenie do nich nie dotarło. Odwiedziłem chorych już po świętach, jak się trochę uspokoiło. Przyjęli mnie niemal wszyscy.
DZIWNE ŚWIĘTA
Triduum Paschalne było dziwne. Nasz kościół jest na cmentarzu. Policja zamknęła na kłódkę bramę cmentarza. Zamknięta jest do dziś. Nam klucza nie dali. Przed bramą postawili radiowóz. Na szczęście na cmentarz jest jeszcze pięć innych furtek. Wszystkich nie obstawili. Dlatego na liturgiach mieliśmy zawsze więcej niż 10 osób. Policjanci zachowywali się dyskretnie. Raz tylko w Wielki Czwartek po południu kręcili się koło kościoła dość intensywnie. Ale powód ich aktywności był trochę komiczny. Oto na drzewo wyszedł kot. Pewne dwie panie „ekolożki” wezwały najpierw straż pożarną. Ale jak strażacy lali wodą z sikawki, kot wyszedł jeszcze wyżej i woda go nie dosięgła. Więc wezwały policję. I choć policjanci zachowywali się w stosunku do nas bardzo grzecznie, nawet z pewnym zażenowaniem, że tam przyszli, to sama obecność policji przed kościołem odstraszyła skutecznie pragnących być na liturgii.
Dla tutejszych wiernych obu wyznań (prawosławnych i katolików) w świętowaniu Wielkanocy bardzo ważne jest poświęcenie pokarmów w Wielką Sobotę i Przewody (ПРОВОДИ – modlitwy i liturgie za zmarłych odbywane w Cerkwi prawosławnej tydzień po Wielkanocy). Obie te tradycje zostały odwołane. Dlatego, aby choć trochę pomóc ludziom przeżyć święta, o. Bartek Przepeluk przez dwa dni chodził z ministrantem po tej części parafii, gdzie są domy jednorodzinne i poświęcał „paschę”. W Wielką Sobotę przeszedł podczas tego święcenia 19,5 km. Ludzie byli bardzo zadowoleni.
KORONAWIRUS TRWA…
Kiedy piszę te słowa (6 maja 2020 roku), koronawirus ze wszystkimi obostrzeniami trwa. Główna fala zachorowań przyszła na Ukrainę później niż do Polski. Kiedy zmniejszą obostrzenia, trudno powiedzieć. Ale jedno jest pewne: „z głodu nie umrzemy”. Nasi wierni są bardzo hojni i domyślni. Wiedzą, że nie ma na Mszach ludzi, a więc nie ma „tacy”. Dlatego często odwiedzają nas, przynoszą prowiant i wspierają ofiarą. Trudna historia nauczyła ich, czym jest obecność kapłanów. Starsi pamiętają czasy komunizmu, kiedy kościoły były zamknięte i kapłani niedostępni. Ta piękna postawa wiernych uświadamia nam, że jesteśmy im potrzebni.
O. Tadeusz Sarota SJ