W KRAJU OGARNIĘTYM WOJNĄ
KILKA SŁÓW O SOBIE
Jestem księdzem, jezuitą. Do zakonu wstąpiłem 18 lat temu, w 2005 roku, zaraz po maturze. Święcenia kapłańskie otrzymałem przed 8 laty. Obecnie posługuję na ogarniętej działaniami wojennymi Ukrainie w mieście Chmielnicki, w parafii św. Anny.
Kiedy decydowałem się na drogę życia zakonnego i kapłaństwo, miałem zaledwie 19 lat. Byłem wtedy trochę pełnym ideałów marzycielem. Już wtedy miałem wyraźny, jasno sprecyzowany cel życia: pójść za Chrystusem i głosić Jego Ewangelię. Pragnąłem to robić jako ksiądz w Towarzystwie Jezusowym. Z perspektywy przeżytych już 18 lat w zakonie i 8 kapłaństwa mogę powiedzieć, że tego wyboru nigdy nie żałowałem i do dziś czuję się na właściwym miejscu.
MOJA FORMACJA
Z pozoru długi czas formacji, bo trwający w sumie 11 lat (dwuletni nowicjat, po nim prawie 9,5 roku formacji uniwersyteckiej), w rzeczywistości wcale się nie dłużył. Był bardzo dynamiczny i zindywidualizowany.
Po skończeniu filozofii i dwuletniej praktyki duszpasterskiej, zwanej „magisterką”, zostałem skierowany na studia teologiczne do Brazylii. Tam na serio uczyłem się przełamywania barier językowo-kulturowych i przeżywania samotności. Zdawało mi się, że wszystko tam było jakieś inne. Co więcej, po raz pierwszy tak wyraźnie doświadczyłem skutków ogromnej niesprawiedliwości społecznej i ekstremalnej biedy ludzi żyjących na peryferiach miast, w tzw. fawelach. Życie w Brazylii otworzyło mnie na problem ludzkiej biedy, poszerzyło moje horyzonty myślenia i przygotowało do przyszłej pracy misyjnej.
Z Brazylii wróciłem jako diakon z zadaniem przygotowania się do pracy w tzw. wschodniej misji Towarzystwa. Od dawna bowiem przyciągała mnie wizja pracy duszpasterskiej, budowania mostów przyjaźni, porozumienia i współpracy na granicy między chrześcijańskim Wschodem i Zachodem. Tą granicą okazała się Ukraina.
Święcenia prezbiteratu przyjąłem pół roku później w Krakowie. Pozostawało mi jeszcze odbyć studia specjalistyczne w Papieskim Instytucie Wschodnim w Rzymie (PIO). Dlaczego Instytut Orientalny? Ukraina jest krajem wielokulturowym i wielowyznaniowym, ale w przeważającej większości prawosławnym. Przed przyjazdem na Ukrainę chciałem poznać obrządek bizantyjski, którym posługuje się chrześcijańska większość w tym kraju.
Czas w Rzymie wspominam bardzo dobrze. Znalazłem się dosłownie w centrum świata chrześcijańskiego. Odkrywałem nie tylko kolebkę katolicyzmu, ale dzięki studiom w Instytucie miałem także możliwość zapoznania się z szerszym kontekstem całego chrześcijaństwa. Czymś niezwykle ubogacającym był kontakt z przedstawicielami niemalże wszystkich kościelnych obrządków i tradycji. Grecy, Syryjczycy, Koptowie, Hindusi, Etiopczycy, Ormianie, Słowianie i inni. Ludzie różnych przekonań i kultur, a jednak studiujący pod jednym dachem i dzielący tę samą ideę: „by w rzeczach koniecznych zachować jedność, wolność w sprawach wątpliwych, a miłość we wszystkim” (św. Augustyn). Przyznaję, że polubiłem to współistnienie różnych obrządków.
CHMIELNICKI – PRZYSTAŃ DLA UCHODŹCOW
PRZED WOJNĄ
Na Ukrainę przyjechałem w połowie 2019 roku. Pierwszy rok posługi wspominam niezwykle pozytywnie. Zacząłem od nauki języka, przejmując jednocześnie odpowiedzialność za tworzenie struktur duszpasterstwa młodych dorosłych, małżeństw, studentów i ministrantów. Organizowałem przestrzeń duszpasterską dla różnych grup i odpowiadałem za ich formację. Oprócz tego prowadziłem rekolekcje ignacjańskie.
Niedługo później wybuchła pandemia COVID-19. Aktywność duszpasterska musiała zostać ograniczona do minimum. Towarzyszyły nam strach, niepewność i widmo śmierci… Ale to właśnie w takich warunkach obudziła się w naszej parafii twórczość i kreatywność. Ludzie stają się teraz bardziej samoświadomi i odpowiedzialni za swoją relację z Bogiem. Parafianie modlą się w domach, w małych grupach. Ożywa bardziej indywidualna praca duszpasterska.
Pod koniec 2021 roku otrzymałem pozwolenie służenia katolikom obrządku bizantyjsko-ukraińskiego (tzw. birytualizm). Pół roku później stałem się odpowiedzialny za jezuicki dom rekolekcyjny działający na terenie naszej parafii. Po wielu latach użytkowania trzeba było go nieco zmodernizować i wyremontować. Na skutek ograniczeń pandemicznych dom rekolekcyjny musiał zawiesić swoją działalność na prawie rok.
AGRESJA ROSJI NA UKRAINĘ
WOJNA
W czwartek, 24 lutego 2022 roku około godz. 5.00 rano przebudził nas niezrozumiały i złowrogi pomruk silników samolotów, które pojawiły się, przelatując nisko nad naszym miastem. To był pierwszy dzień ataku wojsk rosyjskich na Ukrainę. Właśnie wtedy prowadziłem rekolekcje ignacjańskie dla dwóch księży. Po konferencji postanowiłem wyjść na spacer, żeby pomodlić się i zebrać myśli. Chciałem także podtrzymać jakoś na duchu ludzi i pokazać im, że jestem z nimi. Założyłem więc jezuicką sutannę i poszedłem do centrum miasta. Na twarzach napotkanych ludzi malowały się strach, niepewność i zaskoczenie. Wokół zalegała przygnębiająca cisza. W mojej głowie pojawiła się myśl, że niebawem wydarzy się coś groźnego.
Wracając, wstąpiłem do naszej parafialnej kawiarenki. W ponurym nastroju siedziało tam kilkoro młodych ludzi i słuchało najnowszych informacji o postępującej inwazji. Na moment z nimi usiadłem. Wtedy przyszło mi na myśl, że zamiast siedzieć i słuchać, można by zrobić coś konstruktywnego. Możemy spróbować zło dobrem zwyciężać. Jest wojna, spadają bomby, przestraszeni ludzie zaczynają uciekać. Kobiety, matki z dziećmi, starsi… Ale dokąd mają uciekać? Gdzie znajdą schronienie. Przyszła mi myśl: przecież mamy duży dom, który stoi w tym momencie prawie pusty. W obecnej sytuacji trudno liczyć, że się nagle zapełni rekolektantami. A może by tak przyjmować uciekających z powodu wojny? Dać im choćby tymczasowe schronienie? I tak się też stało. Od drugiego dnia wojny pracujemy nieprzerwanie 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, udzielając schronienia uciekającym przed wojną Ukraińcom.
Obecnie to już ósmy miesiąc wojny i tyle się wydarzyło… Nasze miasto jest ważnym komunikacyjnym węzłem, w związku z czym wiele osób zgłasza się do nas po pomoc. Pomagamy każdemu w miarę naszych skromnych możliwości. Większość zgłaszających się to matki z dziećmi. Nierzadko przywożą z sobą zwierzęta domowe. Pragną przenocować lub zatrzymać się na dłuższy czas w bezpiecznym miejscu.
PRZYBYSZE
Początkowo udzielaliśmy schronienia na krótki czas, na dzień, do pięciu dni. Przybywający do nas byli z racji bezpieczeństwa poddawani kontroli, aby uchronić się przed incydentami. Do tej pory znalazło u nas schronienie już ponad tysiąc osób! Po wielu widać było, jak bardzo przeżywają wojnę i swoją ucieczkę. Niektórzy wyglądali jak cień człowieka: smutni, zamknięci w sobie, zastraszeni. Świadcząc im także pomoc duchową, pomagaliśmy im otworzyć się, wylać złe emocje, a potem cierpliwie wysłuchiwaliśmy ich opowieści.
Do tej pory jestem pod wrażeniem wyrazów solidarności, ofiarności i samoorganizacji ze strony naszych parafian, którzy w godzinie próby stanęli na wysokości zadania. Jako wolontariusze zajmowali się gotowaniem, praniem, sprzątaniem, ochroną i logistyką. Słowem – wszystkim!
Na początku kwietnia zaczęliśmy przyjmować osoby na dłuższy pobyt. Chętnych do zamieszkania było sporo, bo aż 60 osób. Warunki lokalowe zapewniały względny komfort dla 30 mieszkańców. Nie zważając na osobiste wygody, zdecydowaliśmy się pomagać większej liczbie osób. Prawdziwym wyzwaniem było m.in. współdzielenie wielu przestrzeni, takich jak pokoje, toalety, sala rekreacyjna, jadalnia czy kuchnia. Z czasem, wraz z postępami wojska ukraińskiego na froncie, naszych domowników zaczęło ubywać. Niektórzy wracali w rodzinne strony. Inni znaleźli mieszkanie w mieście lub w innych rejonach kraju i przeprowadzili się. Część zdecydowała się pozostać u nas i z czasem stworzyła prawdziwą wspólnotę rodzin, które są solidarne i pomagają sobie w potrzebie.
DUSZPASTERSTWO DLA UCHODŹCOW
Wojenna zawierucha skierowała do naszego domu ludzi różnych religii i wyznań – prawosławni, katolicy, żydzi i muzułmanie mieszkający pod jednym dachem. Ludzie połączeni wspólną niedolą, pomagający sobie nawzajem i dzielący się odrobiną dobroci. Toż to przedsmak Królestwa, w którym już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich jest Chrystus (por. Kol 3,11). Pisząc te słowa, przypomniało mi się jedno zadziwiające wydarzenie. Otóż po kilku dniach udzielania gościny pewnemu żydowskiemu tacie z synem zostałem przez nich pozdrowiony słowami: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Zaniemówiłem i przyznaję, że nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Zdezorientowany wypaliłem: „Amen!”.
Głęboko przeżyliśmy Wielkanoc. Jej data zbiegła się z przybyciem wielu osób, które postanowiły zatrzymać się u nas na dłużej. Wszyscy zostali zaproszeni, by wspólnie z naszymi parafianami przeżywać Paschę w obrządku rzymskokatolickim. Aby ułatwić nieco uczestniczenie w liturgii tym, którzy obrządku rzymskiego nie znali, zorganizowaliśmy kilka spotkań dla chętnych. Wszyscy byli bardzo zaciekawieni, nawet niewierzący. Zadawali dużo pytań, porównywali zwyczaje nasze z obrzędami prawosławnymi. Wielu po raz pierwszy spotkało się z rzymskimi katolikami i inną tradycją chrześcijańską. Paschę świętowaliśmy przez całą noc. Chociaż wojna siała strach i zbierała śmiertelne żniwo, my na Greczanach przeżywaliśmy zwycięstwo Dobra nad złem; Życia nad śmiercią; Chrystusa nad księciem tego świata…
Sakramentów – pojednania, chrztu św. i bierzmowania – udzielaliśmy w naszej kaplicy wszystkim, chętnym i potrzebującym. Nie zapomnę muzułmanina – prawnika, który przywiózł pewnego zagubionego życiowo prawosławnego, by ten się wyspowiadał i pojednał z Bogiem. Wracam pamięcią do chrztu i bierzmowania, których udzieliłem pewnej młodej dziewczynie. Chrzest był organizowany naprędce, a rodzicami chrzestnymi zostali pośpiesznie zawołani wolontariusze.
Dla naszych gości mieszkanie w domu rekolekcyjnym jest niezwykłym doświadczeniem. Mają świadomość, że przebywają w klasztorze, w sąsiedztwie kościoła parafialnego, a cały kompleks otacza komunalny cmentarz. Większość z nich to ludzie poradzieccy. Chociaż formalnie zostali ochrzczeni, to jednak nie byli wychowywani w duchu religijnym, chrześcijańskim. Nie mieli także okazji doświadczyć tego, czym jest wspólnota chrześcijańska. Wielu zaczęło zadawać sobie ważne życiowe pytania. Niektórzy z nich powoli odkrywają Boga, Jego obecność. Pomagają im w tym rozmowy z naszymi wolontariuszami i parafianami.
Zachęceni gościnnością i otwartością tutejszych mieszkańców, zaczynają brać udział w życiu naszego domu rekolekcyjnego i parafii, w liturgiach i modlitwach. Z czasem przystępują do spowiedzi. Co więcej, domownicy odkrywają wartość wspólnoty sąsiedzkiej, otwierają się na innych i uczą się współpracy. Każdy ma swój dyżur i pomaga w utrzymywaniu porządku lub w kuchni. Na chwilę obecną ponad połowa z 30 osób, które u nas mieszkają, zaczęła praktykować, czyli żyć po chrześcijańsku. Mogę powiedzieć, że wojna w ich przypadku zamieniła się w wielkie rekolekcje.
W mojej pracy duszpasterskiej z ludźmi ważne jest, aby im towarzyszyć i wspierać ich duchowo. Staram się im pomagać, tworzyć atmosferę akceptacji, zrozumienia, ciepła, aby nie było w ich sercach nienawiści. Dbam o to, by potrafili się modlić w każdej sytuacji, zwłaszcza bolesnej. Uczę się z nimi dostrzegać Chrystusa w każdym człowieku, zarówno w tym współczującym, który śpieszy im z pomocą, jak i Chrystusa uwięzionego w człowieku zmanipulowanym, który we wrogich zamiarach podnosi na nich rękę. „Ustrzec miłość” – to cel, jaki postawiłem sobie w pracy duszpasterskiej.
JAK TO WSZYSTKO PRZEŻYWAMY?
Wierzę, że Bóg jest obecny wśród nas. Każdego dnia ludzie się modlą. Duchowni mówią ludziom, by nie mieli w sobie nienawiści, modlili się o przejrzenie i nawrócenie dla przeciwnika, a dla naszych o wytrwałość i opiekę Bożą. Żołnierze z frontu proszą nas, byśmy modlili się za nich, bo dokonują się rzeczy po ludzku niemożliwe – omijają ich kule. Dostrzegam, jak ten naród jest zmotywowany, jak coraz głębiej rozumie wartości, których gotowy jest bronić za wszelką cenę, i jak wzmacnia się w nim tożsamość.
Chcę brać w tym udział i jakoś się przysłużyć. Dla mnie Ukraińcy są teraz Chrystusem przechodzącym swoją drogę krzyżową, ze wszystkimi stacjami, z byciem wydanym, męczonym, biczowanym, zabijanym, ale w końcu także zmartwychwstałym. Jestem z nich dumny i to dla mnie zaszczyt móc służyć Chrystusowi obecnemu między nimi w takim właśnie czasie. Ludzie są solidarni i zjednoczeni, pokochali się. Ta wojna tak zjednoczyła ten naród… Nigdy czegoś takiego nie widziałem. W kaplicy mamy codziennie Mszę św. dla chętnych. Słowo Boże nas karmi i prowadzi. Wiemy, co robić, i bynajmniej nie zabieramy się do uciekania. Przeciwnie – jest w nas zdecydowana gotowość do służby tym, którzy znajdują się w potrzebie. Każdego, kto czyta ten tekst, chciałbym poprosić o modlitwę. Zło ma swoje granice, a my pokonujemy je dobrem.
CZY JEST BEZPIECZNIE?
Nie możesz czuć się bezpiecznie, kiedy kilka razy dziennie słyszysz syreny alarmu powietrznego. Nie da się żyć pewnie, kiedy na twoje miasto, znajdujące się daleko od linii frontu, spadają rakiety niszczące infrastrukturę krytyczną, powodując przerwy w dostawach prądu, wody i gazu. Trudno być spokojnym, kiedy masz świadomość, że gdzieś tam ludzie giną, a któraś z rakiet może być wycelowana w centrum twojego miasta. Okradziono nas z poczucia bezpieczeństwa. Zbombardowano nasze normalne i spokojne życie. Wojna dociera do nas również przez historie rodzinne naszych domowników, parafian i znajomych. Wiele osób walczy na froncie, umiera albo zostaje pojmana do niewoli. Wiele osób ginie przypadkowo, bo znalazły się w nieodpowiednim miejscu i czasie.
W sąsiedztwie naszego kościoła i domu rekolekcyjnego jest nowy cmentarz. Spacerując blisko domu, często na niego zachodzę. Smuci mnie widok powiększającej się liczby ukraińskich flag, jakie oznaczają kolejnego żołnierza poległego w obronie ojczyzny.
Któregoś dnia przyszła do naszego domu pewna młoda kobieta. Zapłakana zapytała o możliwość przechowania prochów swojego męża, żołnierza, który zginął na froncie. Pragnie pochować go w rodzinnej miejscowości, jak tylko zostanie ona wyzwolona. Zgodziłem się. Kilka dni później, razem z rodziną owej kobiety, sprawowaliśmy liturgię pogrzebową w domowej kaplicy. Do dziś przechowujemy prochy Aleksandra, bo tak ma na imię, który przypomina nam o wszystkich żołnierzach walczących o nasze bezpieczeństwo, a także o bezcennych ideałach i wartościach, którym wierność może kosztować nawet życie.
PROŚBA O POMOC
Nasz dom jest otwarty na każdego przyjezdnego, bez względu na jego przekonania religijne. Staramy się pomóc ludziom stanąć na nogi w nowym i trudnym dla nich doświadczeniu bycia uchodźcami. Nie tylko udzielamy noclegu, żywimy czy pomagamy materialnie, ale towarzyszymy psychologicznie i duchowo. Ponadto opiekujemy się kilkoma osobami starszymi i schorowanymi. Pomagamy tym, którzy stracili swoje domy, majątek lub nie mogą wrócić w swoje rodzinne strony. Chętnym proponujemy kursy językowe oraz ułatwiamy nowy życiowy start.
Obecnie w naszym domu przebywa 30 osób. Jeżeli jakaś rodzina wyjeżdża, zwolnione miejsca natychmiast zapełniamy innymi osobami, które są w potrzebie. Udało nam się stworzyć przystań, w której ludzie czują się jak jedna wielka rodzina zamieszkująca wspólny, choć trochę ciasny dom. Ważna jest dla nich możliwość skorzystania z internetu, gdyż obecnie w Ukrainie wiele osób kontaktuje się, pracuje i odbywa naukę właśnie przez internet. Pobyt w naszym domu jest praktycznie darmowy. Chętni mogą złożyć ofiarę do skarbonki, która wisi na korytarzu. Udaje się z tego pokryć jedną trzecią miesięcznych kosztów utrzymania domu. Na bieżąco staramy się dbać o pomoc humanitarną w postaci żywności i tego, co niezbędne w codziennym życiu. Mamy do dyspozycji busa i w miarę możliwości jeździmy do Polski po tzw. humanitarkę.
Pragniemy prowadzić i rozwijać nasze dzieło tak długo, jak długo trwać będzie wojna i trudna sytuacja z nią związana. Po wojnie chcemy pomagać osobom w najtrudniejszym położeniu. Z tego powodu zdecydowaliśmy się na przeprowadzenie niezbędnych remontów. Po pierwsze musieliśmy usunąć serię awarii powodowanych przez przestarzałą już infrastrukturę domu. Najwięcej problemów sprawiała nam hydraulika i elektryka. Po drugie trzeba nam było dostosować dom dla potrzeb większej liczby mieszkańców i nieco go zmodernizować.
Nasi domownicy ochoczo włączyli się w prace remontowe. Nie jest łatwo, zwłaszcza kiedy w wyniku ataków na infrastrukturę krytyczną doświadczamy przerw w dostawach prądu i wody…
Jeżeli czcigodni Państwo zechcieliby nas wspomóc nie tylko modlitewnie, ale także materialnie, ofiary można wpłacać na konto Referatu Misyjnego, którego numer podajemy poniżej, wpisując jako tytuł wpłaty: „Ukraina – Greczany”. Liczymy na Wasze wsparcie. Będziemy ogromnie wdzięczni za każdą formę pomocy i zapewniamy o naszej za Was modlitwie.
O. Bartłomiej Piotr Przepeluk SJ
WPŁATY NA POMOC DLA WALCZĄCEJ UKRAINY MOŻNA KIEROWAĆ NA ADRES:
REFERAT MISYJNY
TOWARZYSTWA JEZUSOWEGO
PROWINCJI POLSKI POŁUDNIOWEJ
MAŁY RYNEK 8, 31-041 KRAKÓW
Nr konta w Polsce:
50 1240 2294 1111 0010 2222 3570 (wpłaty w PLN)
23 1240 4650 1978 0010 8560 2905 (wpłaty w EURO)
52 1240 2294 1787 0010 2300 2206 (wpłaty w USD)
Tytuł wpłaty: „Ukraina”
Dla wpłat spoza Polski:
REFERAT MISYJNY
TOWARZYSTWA JEZUSOWEGO
PROWINCJI POLSKI POŁUDNIOWEJ
MAŁY RYNEK 8, 31-041 KRAKÓW
Bank: PKO SA III O/KRAKÓW
swiftcode: PKOPPLPW
IBAN: PL50 1240 2294 1111 0010 2222 3570 (wpłaty w PLN)
IBAN: PL52 1240 2294 1787 0010 2300 2206 (wpłaty w USD)
IBAN: PL23 1240 4650 1978 0010 8560 2905 (wpłaty w EURO)
Nr konta w Chicago:
Bank: Polish & Slavic Federal Credit Union, Routing # (czyli numery banku): 2260-8202-2
Nazwa konta: THE POLISH MESSENGER Account # 1363413
Dopisek, na jaki cel: „Ukraina”
Wpłaty czekami w USA można wysyłać na: The Polish Messenger of The Sacred Heart
4105 N Avers Ave
Chicago, IL 60618
Dopisek, na jaki cel: „Ukraina”
SERDECZNE „BÓG ZAPŁAĆ” ZA MODLITWĘ W INTENCJI CIERPIĄCEGO NARODU UKRAIŃSKIEGO ORAZ ZA ZŁOŻONE OFIARY PIENIĘŻNE NA POMOC HUMANITARNĄ