LIST LUDWIKA ZAPAŁY SJ DO KAZIMIERZA KUCHARSKIEGO SJ
Kasungu, Malawi, 10 II 2023 r.
Drogi Ojcze Kazimierzu i Pomocnicy Misji!
Już prawie 10 lat jestem w Malawi. Przez pierwsze 4 lata pomagałem o. Józefowi Oleksemu SJ, który miał pod opieką około 200 sierot w różnym wieku. Nigdy jednak nie prowadził sierocińca, ale pomagał rodzinom zastępczym, które wychowywały osierocone dzieci. Tutaj miejscowi ludzie źle patrzą na instytucję sierocińca. Uważają, że za sieroty odpowiedzialna jest bliższa lub dalsza rodzina, która ma prawo do wychowania tych dzieci. Rodzeństwa rodzica nie nazywa się tutaj „ciotką” czy „wujkiem”. Starsza siostra matki nazywana jest „wielką mamą”, a młodsza siostra – „małą mamą”. Podobnie jest z bratem matki czy rodzeństwem ojca dziecka.
Kiedy ojciec Oleksy wyjechał z Malawi, zostawił mi pod opieką jeszcze wielu podopiecznych. Każdego roku ich liczba się zmniejszała, bo jedne dzieci stawały się pełnoletnie i zakładały swoje rodziny, inne z różnych powodów przerywały edukację: potrzeba pomocy w pracy na roli lub inne okoliczności, które uniemożliwiały kontynuację nauki. Obecnie zostało mi niewiele sierot, byłych podopiecznych o. Oleksego. Niektóre z nich kończą już szkołę średnią. Czy dziecko skończy szkołę podstawową czy średnią, idzie do pracy na roli. „Statystycznie” na 200 dzieci, które ukończą szkołę średnią, dwoje zostaje nauczycielami, a jednemu udaje się dalej studiować. Te proporcje są odwrotne w szkołach prywatnych, w których uczą się dzieci zamożnych rodziców.
Zachęcam młode kobiety, które ukończyły szkołę średnią, aby w wioskach zakładały przy kaplicach [kościółek w wiosce – stacja misyjna w buszu – przyp. red.] przedszkola. Zrobienie tablicy szkolnej czy kupno kredy nie stanowią problemu. Na terenie parafii mieszka życzliwy stolarz, który będzie mógł wykonać takie tablice. Kredę natomiast bez problemu można kupić w większym mieście. Z drewna można też wyciąć abecadło jako pomoc dydaktyczną dla dzieci. Mam też dla uczniów egzemplarze Pisma Świętego w lokalnym języku. Klasy w szkole państwowej są najczęściej bardzo liczne, nawet do 200 dzieci, co bardzo obniża efekty nauczania. Dzieci potrzebują dodatkowych korepetycji, aby mogły promować do następnej klasy.
Także inne rzeczy nie tylko pomocne, ale konieczne w szkole nawet tu, w Malawi, dosyć łatwo można nabyć. Na przykład mamy w naszym rejonie szewca, który ze starych opon samochodowych wyrabia tanie sandały. Wożę takie sandały w swoim samochodzie i jeśli widzę, że jakieś dziecko przychodzi na Mszę świętą boso, to mu daję takie sandały w prezencie. W wioskach mojej parafii większość osób przychodzących na Mszę świętą w kaplicy stacji misyjnej to dzieci i młodzież. Starszych jest niewielu. Bywa jednak także odwrotnie, kiedy na Eucharystię przychodzą przede wszystkim starsi, wtedy zazwyczaj bardzo mało jest dzieci. Raz w jakiejś stacji misyjnej zdarzyło mi się odprawić Mszę świętą na Boże Narodzenie, na której nie było ani jednego dziecka. Żeby temu zaradzić, dzieciom, które przychodzą na Mszę świętą, rozdaję długopisy. Następnym razem przychodzi więcej dzieci. Gdy dzieci coś otrzymują, to dla wszystkich wyraźny znak, że mi na tych dzieciach zależy i chcę, żeby przychodziły do kościoła.
Znam wiele matek, które utrzymują rodzinę bez ojca, bo zmarł albo uciekł od odpowiedzialności za dzieci. Pomagam, jak mogę, by te dzieci nie cierpiały i mogły się uczyć. Często babcia, jeśli ma jeszcze siły, opiekuje się kilkorgiem dzieci. Ile mam takich dzieci, którym pomagam, naprawdę nie wiem. Jest ich wiele i łatwo je rozpoznaję, kiedy przychodzą na Mszę.
Starsze dzieci, szczególnie uczniowie średniej szkoły, muszą być na Mszy świętej, gdy jest odprawiana w kaplicy ich wioski. Ponieważ mam wiele wiosek do obsłużenia, nie mogę być co niedzielę w każdej z nich (jest ich kilkadziesiąt). Kiedy nie starają się uczestniczyć w niedzielnych modlitwach, przypominam im, że bez modlitwy niewiele dobrego w życiu osiągną. Wzrost intelektualny musi iść w parze z rozwojem religijnym i moralnym, jeżeli chcemy mówić o właściwym rozwoju jako osoby ludzkiej, o prawdziwym człowieczeństwie. Rozwój ten przekłada się na wzrost świadomości godności zarówno własnej, jak i innych. Więcej działać, więcej wiedzieć po to, aby więcej i lepiej być. To także uznanie odwiecznych wartości, jak miłość, wierność, odpowiedzialność, miłosierdzie, wrażliwość na krzywdę.
Kilku osobom, którym udało się dostać na studia, pomagam nieregularnie, bo miejscowy rząd łatwo daje stypendia, które trzeba odpracować po ukończeniu studiów. Mam też kilka osób, które uczą się praktycznych zawodów, ale jest to kosztowne, bo rząd pod tym względem niewiele pomaga, a prywatnie wszystko bardzo dużo kosztuje.
Wracając do moich obowiązków duszpasterskich, to od zeszłego roku mam nieco mniej parafian, bo 10 proc. parafii przeszło do nowo utworzonej sąsiedniej parafii. Wszedłem w wiek emerytalny i sił mi ubywa, nie jestem w stanie robić wszystkiego tak jak dawniej. Dobrze, że od czasu do czasu mamy jakiegoś młodego księdza, który przychodzi do nas po święceniach na praktykę pastoralną. To wielka pomoc.
Bardzo dziękuję za Wasze modlitwy i wsparcie finansowe, dzięki którym najbiedniejsi w naszej parafii mogą doświadczać chrześcijańskiego miłosierdzia i z wdzięcznością chwalić Boga.
O. Ludwik Zapała SJ