MOJE WRAŻENIA I OBSERWACJE Z ZAMBII
Przebywam w Afryce już przeszło 40 lat. Wiele spraw i wrażeń, które na początku uważałem za nowe, stały się dla mnie powszednie, „normalne” w moim obecnym środowisku. Niemniej postaram się nakreślić pewne elementy życia w Afryce, które mogą nie być tak oczywiste w Europie…
TEMATY TABU
Zaczniemy być może „od końca”, czyli od kwestii związanych ze śmiercią. Jest to w pewnym sensie temat tabu. Normalnie nie rozmawia się o śmierci, a jednak sprawa pochówku ma fundamentalne znaczenie dla życia i funkcjonowania lokalnej wspólnoty, czyli rodziny, sąsiadów i przyjaciół zmarłego. Nie ma mowy, by ktoś opuścił pogrzeb bliskiego członka rodziny, tj. ojca, matki, małżonka, rodzeństwa czy nawet kuzyna. Każdy, kto usłyszy o śmierci kogoś z rodziny, uczestniczy w żałobie. Może to trwać przez około tydzień i wiąże się z nieobecnością w pracy, „bo
pojechał na pogrzeb”. W tym wypadku koszty dojazdu na miejsce pogrzebu czy żałoby nie odgrywają żadnej roli. Pieniądze na podróż zawsze się znajdą, choć poważnie uderzy to po kieszeni żałobnika. Jeśli nie stawi się na pogrzebie, może być posądzony o czary, czarną magię i rzucenie uroku na zmarłego, czyli uzna się go za osobę odpowiedzialną za śmierć człowieka.
Trzeba jednak pamiętać, że pojęcie czasu w Afryce jest inne niż w Europie, także jeśli chodzi o czas żałoby. Ktoś, kto z jakichś zrozumiałych względów, np. choroby, nie mógł uczestniczyć w pogrzebie, może odwiedzić rodzinę zmarłego tygodnie, a nawet miesiące później i uzna się to za uczestnictwo w żałobie czy pogrzebie. Normalnie jednak czeka się na głowę rodziny czy ważnego członka rodu, by umożliwić im dojazd na miejsce pochówku.
JAK WYGLĄDA TYPOWY POGRZEB I ŻAŁOBA?
Zaraz po otrzymaniu wiadomości o śmierci zaczyna się publiczne lamentowanie, głośne zawodzenie i płacz. W ten sposób sąsiedzi natychmiast dowiadują się o czyjejś śmierci. Rozpoczynają się przygotowania do pogrzebu. Z domu zmarłego wynosi się krzesła, sofy lub inny sprzęt mogący służyć do siedzenia i stawia się go na zewnątrz. Ustawia się duży namiot, by żałobnicy mogli się tam zgromadzić. Przeważnie siedzą w milczeniu lub rozmawiają szeptem, jednak jeśli jest taka potrzeba, czyli przybywa ktoś ważny z rodzi- ny albo lokalnej wspólnoty, głośno lamentują. Krótkie kondolencje składa się najbliższej osobie zmarłego: matce – ojcu, żonie – mężowi lub innemu bliskiemu. Przyjmujący kondolencje także krótko opowiada wtedy szczegóły i okoliczności śmierci.
Każdy może przyjść i okazać współczucie rodzinie zmarłego. Dotyczy to zwłaszcza współpracowników w jakieś instytucji czy szkole. Instytucja organizuje wtedy transport dla pracowników, którzy wyrażają swoją solidarność z rodziną zmarłego. Często jest to połączone z finansowym wsparciem ze strony instytucji albo osób indywidualnych. W tym samym czasie krewni, zwłaszcza kobiety, zaangażowani są w przygotowanie posiłków dla żałobników. Pamiętajmy, że żałobne zgromadzenie przy domu zmarłego trwa przynajmniej kilka dni: jedni przychodzą, inni odchodzą, starając się przynieść pocieszenie rodzinie. W przeszłości przygotowywano na tę okoliczność tradycyjne, specjalne piwo nazywane „siedem dni”, ale nie wydaje mi się, by ten zwyczaj był obecnie kontynuowany.
SPOSÓB GRZEBANIA ZMARŁYCH
Dawniej chowano zmarłych owiniętych w maty, ale czasy się zmieniają. Dziś krewni jadą po trumnę. Ciało zmarłego trzyma się w kostnicy, najczęściej przy jakimś szpitalu. Gdy takiej możliwości nie ma, pogrzeb odbywa się następnego dnia po śmierci, ale żałoba jest kontynuowana przez kolejne dni. Pamiętajmy, że w Afryce panuje gorący klimat, więc ciało rozkłada się bardzo szybko. Obecnie na pogrzebie dominuje kolor czarny, ale w niektórych plemionach ludzie posypują sobie głowy mąką, gdyż to biel jest dla nich kolorem śmierci.
Zależnie od okoliczności i wiary w danym środowisku pogrzeb może być kościelny z Mszą św. albo tradycyjny. Zmarły może być pochowany blisko domu lub przy grobach przodków bądź na cmentarzu kościelnym. Są na nim wieńce, kwiaty i bukiety przeważnie sztuczne, z papieru, bo ciężko tu o żywe kwiaty, zwłaszcza na wsi. W miastach na cmentarzu oprócz właściwego pochówku są przemówienia i publiczne oficjalne składanie na grobie kwiatów i wieńców: do grobu podchodzą – po wywołaniu w odpowiedniej kolejności – różne osoby z rodziny i środowiska zmarłego. Kwiaty mogą być dostarczone przez organizatorów pogrzebu. Jest to praktyka na pogrzebach misjonarzy czy osób zakonnych albo kapłanów oraz członków bogatszych rodzin. Obecnie w dużych miastach, np. w Lusace, istnieją firmy pogrzebowe, które zajmują się godną oprawą pogrzebu.
CEREMONIA NA CMENTARZU
Ceremonia pogrzebowa na cmentarzu trwa dosyć długo, godzinę albo dwie, ponieważ oprócz modlitw, przemówień, składania wieńców i kwiatów, czeka się na zasypanie grobu ziemią, a obecnie czasem nawet zalanie cementem. Do zasypania grobu kieruje się ochotników, młodych mężczyzn, sąsiadów. Wiąże się to z pewnym miejscowym zwyczajem. Żyjące na tym terenie plemiona Tonga i Lozi, które dawniej walczyły ze sobą, obecnie mają do siebie szczególny, „żartobliwy” stosunek. Nie mogą się na siebie obrażać, wszelkie animozje między sobą uznając za żart. To dotyczy również pogrzebu. Kiedy umrze ktoś z plemienia Tonga, członkowie Lozi są bardzo „zadowoleni”, bo będzie jednego oponenta mniej. I odwrotnie, gdy umrze ktoś spośród Lozi, „cieszą się” z tego członkowie Tonga. W tej sytuacji to właśnie oni bardzo chętnie pomogą przy zasypywaniu grobu kogoś z „konkurencyjnego” plemienia.
Ponieważ ziemia, a raczej piasek, bo przeważa tu gleba piaszczysta, jest bardzo suchy, przy zasypywaniu grobu powstają ogromne tumany kurzu i pyłu. Żałobnicy powoli odsuwają się od mogiły na bezpieczną odległość, ale i tak wszyscy są zakurzeni. Oczywiście najbardziej ci, którzy zasypują grób. Kobiety w tym czasie śpiewają pieśni żałobne, ponieważ proces ten długo trwa. Gdy słońce mocno grzeje, ludzie kryją się w cieniu pobliskich drzew albo rozkładają parasole dla ochrony przed palącymi promieniami. Taki pochówek odbywa się przeważnie w południe, bo potrzeba czasu na przywiezienie ciała z kostnicy, odprawienie Mszy św. dla katolików albo inną celebrację w kościele bądź kaplicy.
Wreszcie odbywają się ceremonie pogrzebowe na cmentarzu bądź na innym miejscu pochówku. Nie ma tu stypy jako takiej, ale żałoba może jeszcze trwać w domu żałoby. Przy tradycyjnych pogrzebach kładzie się na grobie miski do jedzenia, by zmarły w życiu wiecznym miał jak spożywać posiłki. Miski i talerze ustawiane na grobach celowo się uszkadza, by nikt ich z cmentarza nie ukradł. Problemem były też kradzieże trumien z cmentarzy, dlatego jakiś czas po pogrzebie obserwowano i odwiedzano miejsce pochówku. Aby zapobiec kradzieży trumny, niekiedy cementuje się wnętrze grobu.
Poza tym ludzie niechętnie odwiedzają cmentarze. Grobów nie ozdabia się kwiatami czy figurkami, jak ma to miejsce w Europie. Ludzie boją się duchów. Czują się na cmentarzu nieswojo. Wyjątkiem w tradycji katolickiej jest święto zmarłych w listopadzie. Wtedy na cmentarzach odbywają się Msze św., a ludzie przez cały miesiąc ofiarują wypominki za swoich zmarłych krewnych.
POGRZEB MISJONARZY
Na naszej misji w Chikuni mamy groby dwóch jezuitów, misjonarzy założycieli: ojca Józefa Moreau (zm. 1949) oraz ojca Juliusza Torrenda (zm. 1936), który otworzył misje w Kasisi koło Lusaki. Wśród mieszkańców Chikuni i okolic nawet dzisiaj pamięć o ojcu „Molo” jest bardzo żywa. Wprowadził on do prac polowych woły i pług, przez co ulepszył metody uprawy roli i przyczynił się do większego dobrobytu okolicznych mieszkańców. Ludzie mu tego nie zapomnieli i często wspominają jego wkład w rozwój rolnictwa w tym regionie.
Kiedy ojciec Moreau (Francuz z pochodzenia) zmarł, okoliczni ludzie z plemienia Tonga zorganizowali dla niego tradycyjny pogrzeb afrykański jako wyraz ich wdzięczności za to, czego dokonał dla Afrykańczyków. Zatrwożyło to jednak ówczesnego lokalnego przełożonego jezuickiego, ojca Władysława Zabdyra SJ. Utyskiwał, że ludzie pochowali ojca Moreau, katolickiego kapłana, „po pogańsku”. Wobec tego czuł się zobowiązany do ekspiacji i błogosławienia grobu na nowo, „by odegnać złe duchy”. Było to w czasach, kiedy nie słyszało się o inkulturacji i szacunku dla lokalnej tradycji. Dzisiaj pamięć o ojcu Moreau trwa i to nie tylko wśród katolików, ale wśród wszystkich mieszkańców Chikuni i okolic.
NA ZAKOŃCZENIE
Dodam tylko, że nazwa Chikuni oznacza dużo drzew (nkuni), a to świadczy o dostatku wody gruntowej na tym terenie, ważnej dla ludzi i hodowanych tu zwierząt. Misja Chikuni jest znana w całej Zambii, bo właśnie tutaj rozwinęło się szkolnictwo, które z czasem objęło cały kraj. My, jezuici, nadal podtrzymujemy piękne tradycje edukacyjne naszej misji. Istnieją tu dwie szkoły podstawowe, dwie szkoły średnie (jedne z najlepszych w kraju) oraz wyższa szkoła nauczycielska przygotowująca kadry dla szkolnictwa w Zambii. Mamy nawet lokalną stację radiową. Natomiast okoliczna ludność dalej prowadzi owocną działalność rolniczą, uprawiając rolę (głównie kukurydzę – podstawowe wyżywienie ludności) oraz hodując bydło dla produkcji mleka i mięsa.
Trzeba dziękować Bogu i misjonarzom za pomoc w lepszym życiu mieszkańców tej części Zambii.
O. Gerard Karas SJ,
Chikuni, 10 I 2024 r.