CHRZTY W PORZE DESZCZOWEJ
W Zambii w tym roku pora deszczowa była nadzwyczaj dobra. W okolicach Chikuni padało bez dłuższych przerw. Tylko ludzie, którzy posadzili kukurydzę po pierwszym deszczu, stracili ją, ponieważ przez pewien czas przestało padać i rośliny bez wody nie przetrwały. Dla tych rolników to problem, bo nie mają już nasion na ponowne zasianie pól.
Deszcz to radość dla mieszkańców wiosek, ale kłopot dla nas, duszpasterzy, bo w porze deszczowej – z powodu tworzących się rzek i wypełniających się wodą wyschłych koryt – nie można dojechać do wielu stacji misyjnych.
W okresie wielkanocnym chrzcimy dzieci, młodzież i dorosłych, którzy przygotowywali się do tego sakramentu przez dwa lata. Nie chrzcimy tu niemowlaków, bo wiele z tych dzieci traci rodziców i nie ma żadnej pewności, że zostaną wychowane w wierze katolickiej. Katechumenami mogą zostać wszyscy, którzy ukończyli sześć lat.
W pewną niedzielę postanowiłem spróbować mimo wszystko przeprawić się do jednej z takich niedostępnych przez kilka miesięcy stacji misyjnych. Niestety, nasz parafialny samochód ma zepsuty napęd na cztery koła, więc już od początku podróż stała pod wielkim znakiem zapytania. No i utknęliśmy… Jednak po podłożeniu kamieni pod koła samochodu udało się nam pojechać dalej.
Dotarliśmy do miejsca, gdzie droga zawsze jest rozmiękła i wygląda jak roztopiona czekolada. W dodatku teren jest tam pod górkę. Niestety nie można było się rozpędzić i gdzieś w środku tego bajora utknąłem na dobre. Wyszedłem z samochodu. Pomyślałem, że nasi parafianie daremnie będą czekać na ogłoszoną przez radio Mszę.
Nagle z krzaków wyłonił się jakiś człowiek z dwiema krowami, postronkiem i łańcuchem. Bez słowa zaczepił łańcuch z krowami z przodu samochodu i zaczął ciągnąć nas pod górę. Wskoczyłem szybko do auta. Nieznajomy wyciągnął nas z błota, odpiął krowy i zniknął w krzakach tak, jak się pojawił! Nie zamieniliśmy ani słowa. Nie wiem, kim był i skąd się wziął na tym pustkowiu. Pojawił się i zniknął niczym anioł.
Myślę, że do tej pory mieliśmy tu ponad 400 chrztów i mniej więcej tyle samo osób, które przystąpiły do pierwszej komunii świętej. Jeszcze jednak pozostało nam kilka stacji misyjnych, do których na razie nie udało nam się dojechać.
O. Andrzej Leśniara SJ