PRACA W KASISI
Z Lusaki pojechałem prosto do Kasisi, tam już na mnie czekano. Tu oprócz obsługi młyna zabrałem się do budowy domu dla sióstr służebniczek, wypalałem cegłę na nową szkołę dla chłopców, postawiłem również trzy małe domki dla nauczycieli. W tym wszystkim pomagali mi tubylcy. Ta wspólna praca dała jeszcze inne efekty wpostaci szkoły dla dziewcząt, szwalni, internatu dla chłopców i internatu dla dziewcząt.
W 1953 roku ojciec Zabdyr powiedział, że potrzebny jest nowy większy sierociniec, gdyż stary był stanowczo za mały. Zrobiłem więc plany i zabrałem się do pracy. W 1955 roku został mi jeszcze do wykonania dach i prace wykończeniowe wewnątrz sierocińca, lecz nie dane mi było tego zrobić. Otrzymałem dyspozycję, by udać się do Mpimy, a na moje miejsce przyjechał brat Antoni Kowalik SJ i on ukończył całą budowę. Przed wyjazdem udałem się na dziesięciodniowy wypoczynek do Karendy [dzisiejsza Rwanda – przyp. red.], stąd ojciec Tadeusz Walczak SJ odwiózł mnie do Mpimy. Jechałem na miejsce scholastyka Jana Jarskiego SJ, który udał się na dalsze studia do Stanów Zjednoczonych, zostawiając rozpoczętą budowę seminarium i dużej kaplicy seminaryjnej.
Z KASISI PRZEZ MPIMĘ DO BWACHA
Budowę kaplicy zakończyłem i ojciec Adam Kozłowiecki SJ ją poświęcił. Wspólnie z robotnikami wypaliłem 250 tysięcy cegieł, lecz i tu wszystkich rozpoczętych prac nie zakończyłem. W 1957 roku na prośbę ojca Juliana Pławeckiego udałem się do Bwacha, gdzie zrobiono już fundamenty pod nowy i dość duży, bo na 2,5 tysiąca miejsc, kościół. Wszystkie prace stolarskie oraz budowlane posuwały się niezbyt szybko. Któregoś dnia ojciec Froch powiedział do mnie: „Bracie, módlcie się i piszcie gdzieś, żeby zdobyć fundusze na dalszą budowę albo staniemy z robotą”. Zacząłem więc pisać. Napisałem między innymi do sióstr klawerianek w Rzymie. Wkrótce też otrzymałem od nich list z wiadomością, że wysłały mi 1000 dolarów i prosiły, abym potwierdził odbiór. Tymczasem ja nic nie otrzymałem. Domyśliłem się, że pieniądze utknęły w drodze… Napisałem więc drugi list, na który otrzymałem odpowiedź mniej więcej tej treści: „Proszę z budową nie stawać, pieniądze się znajdą”. Był to list od Matki Generalnej. Wkrótce też otrzymałem 2000 dolarów. To nam pozwoliło kontynuować rozpoczętą budowę.
W pracach znacznie pomógł nam dyrektor kopalni ołowiu i cynku w Kabwe, pan MacGrager – nie wiem, czy nie przekręciłem nazwiska. Był on anglikaninem, lecz często przychodził na nasze nabożeństwa. Ofiarował swoją pomoc, zwoził samochodami towar, podarował 200 worków cementu, woził piasek, kamienie, udostępnił betoniarkę i nie wziął za tę pomoc ani grosza.
W czerwcu 1958 roku bp Adam Kozłowiecki SJ konsekrował nowy kościół pw. św. Franciszka Ksawerego. Poprosiłem o zrobienie kilku zdjęć, które wysłałem później siostrom klaweriankom do Rzymu. Matka Generalna odpisała mi z podziękowaniem i informacją, że część tych zdjęć wysłała do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkał jeden z ofiarniejszych benefaktorów tegoż kościoła. Po zakończonych uroczystościach, które wypadły okazale, ojciec Adam [bp Adam Kozłowiecki – przyp. red.] zabrał mnie do Kasisi na krótki odpoczynek. Wiem, że przespałem wtedy dwa dni pod rząd. Po tygodniu wyruszyłem z powrotem do Mpimy.
Zacząłem rozbudowę domu zakonnego, ale wnet otrzymałem list, z którego dowiedziałem się, że na krótko potrzebny jestem w Chingombe. Byłem tam około pół roku. Naprawiłem młyńskie koło, kanał wodny i inne drobniejsze sprzęty domowe. Wróciłem do Mpimy, gdzie kończyłem urządzanie domu zakonnego. Musiałem się spieszyć, gdyż już czekano na mnie w Kasisi. Polecono mi postawienie zbiornika na wodę, który miał pomieścić 18 tysięcy galonów. Zrobiłem i to. Nie wyglądał ten zbiornik na dość mocną konstrukcję. Ściana o szerokości jednej cegły, opasana stalowym drutem. Kpili sobie co niektórzy, że pierwszy lepszy piorun to rozwali… Gdy w latach siedemdziesiątych wyjeżdżałem z Zambii, zbiornik jeszcze dobrze prosperował.
Po dwóch miesiącach wróciłem do Mpimy. Na przełomie 1959 i 1960 roku zacząłem budowę szkoły dla chłopców i internatu dla nich. Nowością wtej szkole były sale do ćwiczeń gimnastycznych. Przyjechał wtedy w odwiedziny do nas ojciec Andrzej Żyłka SJ, który był przełożonym domu w Mpunde. Chciał, żebym pojechał z nim. Powiedziałem mu, że musi troszkę poczekać. Przyjechał ojciec Kozłowiecki [od 1959 roku arcybiskup – przyp. red.] i przedstawiłem mu jego prośbę, na którą wyraził zgodę. I tak w październiku 1960 roku znalazłem się w Mpunde.
MISJA W MPUNDE
czytaj dalej …