PIONIERZY ZNAD STRUMYKA KATONDWE
Trzech naszych pionierów: ojciec Jan Lazarewicz, ojciec Władysław Bulsiewicz i brat Franciszek Uhlik nad strumykiem Katondwe, na tym ustronnym, ale niewymownie dzikim uroczysku lwiej kniei, rozpoczynają samodzielną misjonarską egzystencję. Cierpią wielki niedostatek, biedę, często zapadają na zdrowiu (malaria), ale nie tracą oni ducha ani czasu, a oczekują nowych misjonarzy z Prowincji. Z początkiem lutego otrzymują radosną wiadomość, że już wyjeżdżają: ojciec Apoloniusz Kraupa z braćmi Leonem Kodrzyńskim i Wojciechem Pączką. Brat Uhlik zajmuje się małym gospodarstwem, które ulepsza i powiększa. Obsiewa kawałek pola pszenicą, kupuje nieco kóz, a nawet parę bydła. Ojciec Lazarewicz niestrudzenie przebiega teren wzdłuż i wszerz, coraz bardziej oddalony od Luangwy i zabiega o zakładanie szkółek. Pertraktuje wtej sprawie z mfumami (naczelnikami wiosek), by szli z nim do Feiry prosić o zezwolenie na zakładanie szkół. Nie wszystko idzie jak z płatka, jedni się godzą, inni zawodzą, trudny problem z katechistami, ale mimo wszystko praca misjonarska tych pierwszych naszych pionierów godna podziwu postępuje impulsywnie i żywiołowo.
18 maja 1913 roku, w niedzielę Świętej Trójcy, pierwszy uroczysty chrzest w Katondwe, którego udziela ojciec Władysław Bulsiewicz. Również ojciec Bulsiewicz ćwiczy dwóch katechistów przybyłych z Nyasalandu (dziś Malawi). W tym czasie ojciec Apoloniusz Kraupa z braćmi przybywa do Chinde (Mozambik), dalej parowcem Zambezią do Boromy. W Boromie zastają jeszcze niektórych naszych: ojca superiora Eugeniusza Witza, ojca Juliana Merleau i brata Jakuba Stofnera. Ojciec Kraupa zabawia w Boromie dwa tygodnie dla wypoczynku i nabrania natchnienia dla dobra misjonarskiej pracy, gdzie miejsce było jeszcze świeże i uświęcone tak wielką pracą i duchem również naszych ojców i braci z Prowincji.
Następnie ojciec Kraupa opuszcza Boromę. Łodziami po Zambezi, obładowany licznymi pakunkami, przybywa do Chakakomy, zapewne do skalnych katarakt na Zambezi, dalej wędruje pieszo. Idzie razem z nimi z Boromy, przechodząc do naszej misji, ojciec Julian Merleau. 25 maja w niedzielę rano przekraczają Luangwę poniżej Feiry i bezpośrednio stają na terytorium naszej misji. Koło południa przybywają do Kakaro, gdzie rezyduje superior misji, ojciec Alojzy Baecher. W Kakaro pozostali już na noc.
Następnego dnia ojciec Julian Merleau pozostał w Kakaro na stałego rezydenta, a nasi trzej z ojcem superiorem Alojzym Baecherem wyruszyli do Kapoche, gdzie zastają ojca Kaspra Moskoppa z bratem Stefanem Rodenbücherem przy budowie domu z kamienia. Na razie mieszkają w lichej chacie. Dalej ojciec superior Baecher wrócił do Kakaro, a nasi trzej, jak nadmienia w liście ojciec Kraupa, po skromnym obiedzie w Kapoche wyruszyli we trójkę na rowerach wzdłuż Luangwy do Katondwe. W drodze, w Cishonkomoka, obok wsi pod drzewem spotykają ojca Lazarewicza w otoczeniu czarnej dzieciarni na katechizacji i śpiewie pobożnych pieśni. Oczywiście niespodziewane zjawienie się, tym serdeczniejsze powitanie. Zaraz też wyruszyli do Katondwe.
W Katondwe dla brata Uhlika i ojca Bulsiewicza wielka niespodzianka. Wiedzieli, że mają kiedyś przybyć, ale nie wiedzieli kiedy, więc i radość bardzo wielka. Zapadał już wieczór w tej dalekiej głuszy i puszczy. Przy kolacji ojciec Kraupa oznajmił naszym wreszcie, że odtąd on jest naznaczony przełożonym Katondwe… Pierwsze wrażenia ojca Kraupy na temat ówczesnego Katondwe opisałem w liście z 1 czerwca 1913: „U wejścia czekał ojciec Władysław Bulsiewicz z bratem Uhlikiem, który wygląda bardzo zbiedzony po dość ciężkiej i niebezpiecznej dyzenterii, z której podniósł się przed paru dniami. Na wzgórku nad rzeczką, raczej strumyczkiem zwanym Katondwe, który wypływa z naszych skał i przepłynąwszy jakieś 200 m, ginie w naszym pszenicznym polu, leży osada Katondwe 250 m², otoczona wysokim, dziurawym parkanem z krzywych gałęzi. Na tym obszarze stoi dom z pali i gliny przykryty trawą, 20 m długi. W środku izba bez ścian, jak boisko w chłopskiej stodole, to refektarz i sala rekreacyjna. Po obu jej stronach po dwie izby o bardzo przeźroczystych drzwiach i bez okien, a raczej z dziurami na światło, przewiewu dużo, co zresztą wAfryce bardzo potrzebne. Ściany już mrówki mocno nadniszczyły, z biedą przestoi to jeszcze tegoroczną porę deszczową. Poza domen stoją jeszcze cztery chaty okrągłe. W jednej jest kuchnia, w drugiej mieszkają katechiści i chłopcy do posługi najkonieczniejszej, trzecia przeznaczona dla C. [carissimusa1 ] Augustyna Żurka, który jeszcze jest w Miruru, w czwartej umieściłem C.C. [carissimusów] Kodrzyńskiego i Pączkę. Nasi obdarci jak ostatnie dziady, świecą łokciami i kolanami. Zaraz też tym, co miałem pod ręką, z nimi się podzieliłem, a jak tylko przyjdą większe paki, całkowicie ich zaopatrzę w bieliznę i odzież. Nakupiłem tego dosyć, ale żałuję, że nie mam więcej. Tu po prostu bielizna gnije na człowieku”.
BUDOWA SZKÓŁ I KONWIKTY DLA CHŁOPCÓW
Ogólnie mówiąc, z chwilą objęcia przełożeństwa przez ojca Kraupę w Katondwe wszystko jeszcze raźniej rusza z miejsca, wyczuwa się sprawną harmonię. Zakładanie szkół po wioskach, gdzie głównie czynny jest ojciec Jan Lazarewicz, a także w drugim kierunku ojciec Władysław Bulsiewicz. Na samej misji z czasem powstaje konwikt dla chłopców „Arapazów” i szkoła dla dochodzących z pobliska dzieci.
Zaraz ojciec Apoloniusz Kraupa z bratem Kodrzyńskim przystępują do gromadzenia materiałów budowlanych, dobywanych na miejscu krzemieni, wapna oraz drzewnego budulca i do rozpoczynania budowy obecnego misyjnego domu i całego szeregu ujętych w czworobok pomniejszych budynków dla różnych celów. Robota postępuje raźno i czas schodzi naszym misjonarzom na bardzo intensywnych zajęciach w każdej postaci. Gorliwy ojciec Jan Lazarewicz prawie stale przebywa w wioskach, zajęty budową szkół, katechizacją i ich rozwojem, których jest już kilka, koło sześć w tym okresie.
We wrześniu z Kapoche przyszedł do Katondwe brat Stefan Rodenbücher. Przyszedł się pożegnać, wracał do Europy, do swojej Prowincji. W październiku również ojciec Alojzy Baecher złożył superiorstwo misji w ręce ojca Kraupy i także miesiąc później, w listopadzie, wyjechał do Europy, a następnie do Brazylii.
1 listopada w katondweńskiej prowizorycznej, pionierskiej kaplicy odbyło się uroczyste przyjęcie po raz pierwszy do katechumenatu dzieci szkolnych – chłopców i dziewcząt, razem 20. Najpierw została odprawiona śpiewana Msza św. jeszcze przez fundatora Katondwe, ojca Alojzego Baechera. Po Mszy św. ojciec Władysław Bulsiewicz odmówił litanię do Matki Najświętszej, a potem nowym katechumenom nałożył na szyję medaliki jako pierwsze znamiona chrześcijaństwa. Nowa młoda misja staje się już żywotna na tyle, że wypuszcza nowe gałęzie na dalszą ekspansję.
1 Carissimus (łac. „drogi”) – „tytuł” dla brata zakonnego, nowicjusza (przyp. red.).
POCZĄTKI MISJI W CHINGOMBE
Czytaj dalej …