„…bo Bóg tak chciał…”
Misja w Bagandou leży na południu Republiki Środkowoafrykańskiej, w diecezji Mbaiki, w dorzeczu rzeki Lobaye. Obejmuje 11 mniejszych i większych wiosek rozrzuconych na przestrzeni 350 km , które zamieszkane są po części przez Pigmejów. Proboszczem jest tu ks. Mieczysław Pająk, który posługuje tu już od 1999 roku.
W Republice Środkowoafrykańskiej pracowałam jako wolontariuszka od listopada 2012 do listopada 2013 roku. Z wykształcenia jestem pielęgniarką, więc moim drugim domem stała się misja w Bagandou i tamtejszy Szpital im. bł. Jana Beyzyma, który powstał w 2004 roku z inicjatywy diecezji tarnowskiej. Szpital od 2008 roku prowadzi świecka misjonarka Pani Elżbieta Wryk. Posiada on 50 łóżek dla chorych, pediatrię, internę, blok operacyjny, salę zabiegową, aptekę, sterylizację, bibliotekę. Jednym zdaniem – wszystko, co powinien posiadać prawdziwy szpital. Zatrudnia ponad 20 osób pochodzących z tamtych okolic, w tym także Pigmejów. Rocznie przyjmowanych jest około 3 tys. pacjentów, w tym połowa to dzieci. Każdy, niezależnie od posiadanych pieniędzy czy ich braku, wyznawanej religii czy sytuacji życiowej był konsultowany przez nasz personel i otrzymywał najlepszą pomoc, jaka tylko była możliwa w tamtych warunkach. Szpital obecnie poszukuje do pracy laboranta, dentysty i lekarza ze znajomością języka francuskiego.
Każdy dzień był wypełniony intensywną pracą. Od rana odprawa, przyjmowanie nowych pacjentów, wydawanie leków, badania, czasem planowe lub też nagłe operacje ratujące życie, dzieci z malarią i niedożywieniem, dorośli ukąszeni przez węże i z rozbitymi głowami. Po południu dodatkowe konsultacje, nocą czasem cesarskie cięcie. Ludzie rodzili się w tym szpitalu i umierali. Wychodzili zdrowi, by powrócić zapewne za jakiś czas z nawrotem tropikalnej choroby. I tak co dnia. Prócz walki o zdrowie i życie Afrykańczyków nasze głowy zaprzątnięte były wieściami o rebelii, która wybuchła w RŚA w grudniu 2012 roku, właściwie kilka tygodni po moim przyjeździe. Początkowo dochodziły do nas tylko słuchy o grabieżach, morderstwach i walkach w innych rejonach kraju. W końcu także nas dotknęły jej skutki. Najpierw pojawił się paniczny strach o własne życie, ale dzięki Bożej pomocy udało nam się zrozumieć, że jesteśmy potrzebni właśnie tam. Rebelianci wielokrotnie składali nam wizyty. Czasem mieli bardziej pokojowe nastawienie, a czasem wręcz przeciwnie. To zaś, że nic nam się nie stało, zawdzięczamy Bogu i modlitwom, które były składane w naszej intencji i których działanie odczuwaliśmy każdego dnia.
Przetrwaliśmy, choć nocami czasem zrywały nas strzały z karabinów, a za dnia na konsultację do szpitala przychodzili uzbrojeni mężczyźni w mundurach. Przetrwaliśmy, choć czasem brakowało sił. Przetrwaliśmy, choć niekiedy było bardzo ciężko. Przetrwaliśmy, bo Bóg tak chciał. Miał nas w swojej opiece i pozwolił nam pracować, śmiać się i płakać dzień po dniu. I teraz, już po powrocie do Polski, czasem łapię się na myśleniu, że tamten rok to był tylko sen, że to wszystko się nie wydarzyło, a moje stopy nigdy nie stąpały po czerwonej afrykańskiej ziemi. Wtedy mały misyjny krzyżyk z czarnego drewna, który noszę na piersi, i zdjęcia uśmiechniętych współpracowników przypominają mi, że byłam, że jestem częścią tamtego świata i że dzięki temu wszystkiemu, co się wydarzyło, już nic w moim życiu nie będzie takie jak dawniej. Polecamy się Państwa pamięci modlitewnej
Gabriela Durczyk,
Wolontariuszka
Jeśli ktoś miałby wolę wesprzeć finansowo Misje w Republice Środkowoafrykańskiej, ofiarę na ten cel może kierować na konto Referatu Misyjnego:
Referat Misyjny Towarzystwa Jezusowego
Prowincji Polski Południowej
Mały Rynek 8
31-041 KRAKÓW
Konto nr: 50 1240 2294 1111 0010 2222 3570
z dopiskiem: „Dla Misji w Republice Środkowoafrykańskiej”.