Czarny Ostrów
Jerzy Zadwórny SJ
Czarny Ostrów (Czarna Wyspa), osiedle typu miejskiego, w obwodzie chmielnickim, położone nad rzeką Bohem, liczące 905 mieszkańców (dane z 2001 r.), sięga swoją historią do przełomu XIII/XIV w. Wzmianki o istnieniu sakralnej budowli pojawiają się jednak trochę później, bo w 1556 r.
Budynek kościoła katolickiego, murowany, ufundowany przez hrabiego Konstantego Przeździeckiego w 1797 r., w klasycystycznym stylu, istnieje do dzisiaj1. Jednak historia nie oszczędzała mu przykrych przejść i doświadczeń. W 1924 r. zostaje zamknięty przez sowietów dla celów kultu. Władza radziecka zamieniła go w magazyn z napojami alkoholowymi i skład na zboże. Zdewastowano przy tym całą jego stylową konstrukcję. W końcu budowlę przekształcono w budynek służący za miejscowy dom kultury. Wtedy to z kościoła zniknęła kopuła oraz wieża. Osiem dzwonów zniknęło bez śladu. Z okien zostały powybijane witraże. W tańcach i zabawach organizowanych w tak powstałym domu kultury przeszkadzała śliska marmurowa posadzka, więc także ją usunięto, zastępując zwykłymi deskami. O istnieniu pięknych organów, które również zostały zniszczone, wiadomo tylko z późniejszych relacji oraz nielicznych pozostałych dokumentów. W tych planowych dewastatorskich poczynaniach nie uszanowano nawet znajdujących się w podziemiach kościoła grobów jego budowniczych: Przeździeckich, a także Narkiewiczów, grobów, które także splądrowano. W 1956 r. miasto Chmielnicki (wcześniej Płoskirów) wydzieliło nawet środki, to jest niemałą sumę karbowańców, na przebudowę tego obiektu, ponieważ nadal przypominał swoim wyglądem budowlę sakralną.
Wokół wciąż jednak mieszkali Polacy – katolicy, którzy nie mogli patrzeć na tę prymitywną i bluźnierczą dewastację miejsca ich religijnego kultu i modlitwy. Cenne wyposażenie tego kościoła – paramenty liturgiczne, szaty liturgiczne, obrazy i wiele innych przedmiotów kultu – potajemnie ukryli, zakopując w ziemi w obawie przed bolszewickimi represjami.
Mimo zmienionego wyglądu, mimo kar i okrutnych represji nie zapomniano, że jest to kościół – miejsce religijnego kultu. W 1991 r., po usilnych staraniach miejscowej ludności, kościół został ostatecznie zwrócony katolickiej parafii. Był jednak kompletnie zdewastowany. Wierni parafianie, mimo narzuconej im wcześniej ateistycznej ideologii, mimo gróźb i prześladowań oraz tego wszystkiego, co musieli wycierpieć w czasach bolszewickiej dyktatury, nie zapomnieli o swoich chrześcijańskich korzeniach. Tak jak potrafili, własnymi siłami odremontowali budynek zdewastowanego kościoła, ich kościoła, używając przy tym tego, co było w danym momencie dostępne: wapna i gliny.
Dzisiaj nasz kościół żyje na nowo. Obsługuje on 25 wiosek. Na niedzielną Eucharystię przychodzi około 120-150 osób, co – jak na tutejsze warunki transportowe oraz wiek mieszkańców – jest bardzo dużo.
Przyjechałem do Czarnego Ostrowa na trzy miesiące, by dopilnować remontu zewnętrznej elewacji. Taki remont był pilnie potrzebny, bo wszystko się sypało. Nawet ściany były na czerwono pomalowane! No i tak, zanim się oglądnąłem, zeszło mi 12 lat. Moja praca polegała nie tylko na organizowaniu i nadzorowaniu remontów. Pracuję także – można powiedzieć – duszpastersko. Jestem katechetą, organistą, gospodarzem albo – jak kto woli – administratorem kościoła.
W 2009 r., dzięki staraniom o. proboszcza Henryka Dziadosza SJ, przeprowadziliśmy pełny remont wnętrza kościoła. Mimo to wiele jest jeszcze do zrobienia. Główny nasz problem to obsuwająca się ziemia, która narusza fundamenty kościoła. Aby temu zaradzić i zapobiec dalszym pękaniom ścian, trzeba w krótkim czasie zrobić mur oporowy. Ponadto trzeba na nowo położyć zniszczoną podczas dewastacji płytę podłogową kościoła. A są to ogromne koszty, których nasi ubodzy parafianie nie są w stanie udźwignąć. Liczymy jednak na Boże i ludzkie miłosierdzie.
Jestem bardzo dumny z naszego kościoła, bo mimo zniszczeń i konieczności remontów, jest śliczny, to u nas najładniejszy obiekt. Także parafianie, ludzie dobrzy, troskliwi, choć prości i biedni, pamiętają, że bez Boga ani do proga, a doświadczyli przecież niemało.
Dzisiaj, patrząc z perspektywy czasu, zrozumiałem, do czego mnie potrzebował Pan Bóg, dając mi takie a nie inne powołanie, taką a nie inną drogą mnie prowadząc.