JEZUICCY MISJONARZE Z POLSKI
Na zew powołanej na szeroki zakres czynu misjonarskiej organizacji „Misji Zambeskiej” spieszą i zgłaszają się jezuici niemal z całej zachodniej Europy: Niemcy, Francuzi, Belgowie, Anglicy, Włosi i Portugalczycy. Na to wielkie wezwanie nie zostają nieczuli też jezuici polscy. Właśnie pierwszym z nich jest ojciec Emanuel Gabriel. Wyrusza z Krakowa na „Misję Zambeską” w 1880 roku. Za nim idą inni: w 1882 roku ojciec Jan Hiller, w 1883 brat Franciszek Józef Ostrowski, w 1884 roku bracia Augustyn Żurek i Tomasz Kunsztowicz. Kilka lat potem brat Teofil Szopiński, później jeszcze inni i inni, o czym będzie poniżej.
Gdy pierwsza wymieniona wyprawa dotarła do Zambezi, do górnych jej brzegów, aby tam rozpocząć misjonarskie dzieło, w tym czasie druga grupa jezuitów obejmuje Mozambik, dalsza – Rodezję Północną (od 1964 roku zwaną Zambią). Od tego czasu (1905) datuje się systematyczna praca jezuitów w Zambii, która doprowadza do obecnego rozkwitu naszej misji.
MISJA W DOLNEJ ZAMBEZI
Mozambik, gdzie się rzecz dzieje, to obydwa pobrzeża Dolnej Zambezi, która wówczas służyła za wodny szlak drogowy i dalej w głąb kraju, nie tak jeszcze znany ewangelizacji jak misjonarski szlak Górnej Zambezi. Był to kraj dziki, niespokojny, częściowo zrebeliowany przez krajowców przeciwko Portugalczykom. Brzegami Zambezi włóczyły się bandy tubylców i napadały nawet na rządowe statki płynące Zambezi. Kwitło tu w całej pełni niewolnictwo i handel niewolnikami. Pomieszanie ras i szczepów, pełno Mulatów i to bardzo wpływowych, do tego jeszcze pozostałości poarabskich zwyczajów i obyczajów. W całości podobieństwo trochę, a może i wiele do Dzikich Pól.
Z drugiej jednak strony, był to także kraj już z parusetletnią historią i jej wpływami przyniesionymi przez Portugalczyków, zwłaszcza z chrześcijańską tradycją, o czym świadczyły tu i ówdzie w głównych centrach kościółki, tu i ówdzie pojedynczy księża, a przede wszystkim ruiny poprzednich misji z XVII-XVIII wieku, jezuitów, dominikanów, franciszkanów czy innych zakonów (jezuici, oczywiście Portugalczycy, w latach 1590-1759, o ile wiemy, byli w posiadaniu czterech misyjnych placówek).
Mozambik – miasto i port Quelimane w Sena i Tete. Nad Zambezi w Sena w 1697 roku Portugalczycy jezuici zakładają seminarium, a raczej był to zapewne konwikt dla Europejczyków i zarazem dla synów afrykańskiej szlachty „Mfumos”. Jezuici na swoim odcinku prowadzą właściwe im niemałe dzieło misyjne, budują domy, szkoły i ozdobne kościoły. Za swoją pracę spotykają się z uznaniem i pochwałami nawet świeckiej historii. W 1759 roku zostają nagle i okrutnie prześladowani i wyrzuceni rozkazem Pombala z małego portugalskiego imperium, również nad Zambezi. Ich dzieła misyjne popadają w zupełną ruinę.
Niemałą rolę w dziele misyjnym odgrywają równocześnie dominikanie. Przybyli jeszcze przed jezuitami w 1586 roku. Zakładają kilka stacji, nawet niektóre dość dalekie, w głębi lądu, od południowego brzegu Zambezi. Dobijają do Zumbo i Feira, gdzie w 1745 roku budują klasztor i kościół.
ZAŁOŻENIE STACJI MISYJNEJ W MOPEA
Wiek XVIII, zwłaszcza jego druga połowa – okres wzmożonego liberalizmu, masonerii, następnie rewolucyjnych zamieszek, szczególnie w krajach romańskich – nie sprzyja misjom i wiele misyjnych dzieł popada wówczas w ruinę. Tak też stało się i na niższych brzegach Zambezi. W wieku XIX, w latach 1829-1830, jak mówią kroniki, ostatni dominikanin opuścił brzegi Zambezi, gdzie następnie wszystko wracało do pierwotnego stanu. Gdzieniegdzie – jak już wspomniałem – był jakiś ksiądz świecki, na przykład w Mozambiku Port czy Quelimane.
Wracając jednak do właściwego tematu, stwierdzić należy, że mimo tych trudności wymieniona powyżej druga grupa jezuitów „Misji Zambeskiej” wyruszyła na podbój misyjny dalszego regionu Dolnej Zambezi w Mozambiku. Na pierwszy punkt oparcia wybierają na brzegu morza, niedaleko od ujścia Zambezi, miasto Quelimane, gdzie mieszka 200-300 Europejczyków, głównie Portugalczyków. Jest tu około 4000 mieszkańców, w tym niezliczona, na miejscu i w obrębie, masa ludności tubylczej. Wszyscy w wielkim duchowym zaniedbaniu i niskim poziomie moralnym.
Po przybyciu naszego ojca Emanuela Gabriela do Afryki, a przybył on w towarzystwie ojca Ferdynanda Heppa z austriackiej Prowincji jezuitów, czas jakiś spędzają oni również w Grahamstown, a następnie zostają wysłani nad Dolną Zambezi do Quelimane. Na miejscu zastają dwóch ojców i dwóch braci. Wszyscy gorliwie zajęci urządzaniem mieszkania, kaplicy i szkółki dla dzieci bardzo zaniedbanych, wszędzie się wałęsających.
Niedługo ojciec Gabriel z ojcem Heppem przebywają w Quelimane, parę dni zaledwie. Następnie wyruszają dalej z ojcem superiorem Janem Dejoux i dwoma braćmi łodziami po Zambezi, dla założenia nowej stacji w Mopea – osiedla położonego na początku północnozambeskiej delty. Jest kwiecień 1881 roku. W Mopea ludność przyjęła ich bardzo życzliwie. Był tam już malutki, zaniedbany kościółek św. Franciszka Ksawerego, gdzie raz na rok z Quelimane przybywał ksiądz, dla odprawienia Mszy św. czy innej posługi duchowej dla mieszkańców Mopea.
NIEOCZEKIWANY PRZYBYSZ
Przy tym kościółku nowo przybyli oddali się misjonarskiemu życiu. Urządzili sobie jakieś mieszkanie, by rozpocząć pracę misyjną, dając początek wznowienia pierwotnych misji nad Dolną Zambezi. Wkrótce jednak, zarówno w Quelimane, jak i w Mopea zapadają wszyscy na okropną malarię. Jej pierwszą ofiarą jest ojciec Hepp, w niespełna dwa miesiące umiera 30 czerwca w Mopea. Trzy miesiące później umiera także brat Józef Dowling – był w sile wieku, uchodził za najsilniejszego w małej zambeskiej misji.
„Jak okropne nasze położenie w Mopea – pisze ojciec Dejoux sam ledwie żywy – już i ojciec Gabriel dogorywa, wygląda jak szkielet, często omdlewa i bez laski kilka kroków nie zrobi”. Na dodatek na złamanych chorobą i zniedołężniałych misjonarzy pewnej nocy napada banda rabusiów, wspomnianych wcześniej rebeliantów, ograbiając ich ze skromnego mienia i zapasów. Misjonarze nie tracą jednak ducha! W bardzo podniosłym nastroju obchodzą uroczystość św. Franciszka Ksawerego i przygotowują już grupę katechumenów do chrztu. O dalszym etapie misjonarki ojca Gabriela będzie mowa w innym dziale naszych wspomnień.
OJCIEC JAN HILLER SJ I MISJA BOROMA