Misje na Facebooku
Tomasz Nogaj SJ
Kiedy co kilka tygodni zamieszczam opis sytuacji na moim misyjnym profilu na Facebooku, moc dobrych słów i ogrom modlitwy otrzymuję w komentarzach.
„Szczęść Boże na dalszą drogę Misji!!!!! Zdzisława P.”; „Scholastycy krakowscy pamiętają + Odwagi Tomek! Artur P.”; „Zaufaj Panu już dziś, modlitwa ma wielką moc. Strzeżmy Chrystusa w naszym życiu, troszczmy się jedni o drugich i z miłością chrońmy dzieło stworzenia. Izabela K.”; „Podziwiam odwagę księdza. Krystyna Ż.”; „O. Tomku czekałam na te wiadomości z kraju Dinków, tym bardziej że ostatnie wiadomości były bardzo smutne… łączę się w modlitwie. Z serca pozdrawiam. Anna C.”; „O. Tomaszu wiele zdrowia i mocy Bożej dla Twojej wspaniałej pracy i oby ten rok rzeczywiście przyniósł pokój temu umęczonemu narodowi. Obejmuję Cię moją modlitwą i gorąco pozdrawiam. Darz Bór. Myśliwy Zbigniew K.”; „Wszystkiego dobrego z mroźnej Starej Wsi razem z modlitwą. Zofia W.”; „Jak każdego dnia O. Tomku modlę się o siłę dla Ciebie i o łaski dla Waszej wioski. Pozdrawiam z Bogiem. Kinga S.”; „Wiem, że pomagać innym jest pod górę, ale kiedyś w końcu ktoś to DOCENI. Marcin W.”; „Ja też się modlę za Ojca i za tych ludzi, pozdrawiam. Franciszek I.”; „O. Tomku – jestem duchowo z Ojcem… Polecam w modlitwie O. Tomasza i tych ludzi… Pozdrawiam serdecznie! Zuzanna K.”; „Niech Opatrzność Boża czuwa nad Tobą Tomku i Twoimi wiernymi, a przeciwnikom niech da opamiętanie. Pozdrawiam. Jolanta P.”.
Zainteresowanie, współczucie, „święte oburzenie”
W grudniu 2013 roku pod koniec zakonnej formacji, tzw. Trzeciej Probacji, którą odbywałem w Kenii, od Ojca Prowincjała otrzymałem nową dyspozycję: miałem udać się do pracy w Akol Jal w Sudanie Południowym. Gdy czekałem na zakup biletu z Kenii do Sudanu, jeden z moich młodszych współbraci z Egiptu, którego poznałem podczas świąt Bożego Narodzenia w 2013 roku w Nairobi, pomógł mi założyć ów internetowy misyjny profil na Facebooku. Profil ten od początku stał się drogą komunikowania ze „starymi” przyjaciółmi i nowymi facebookowymi znajomymi z różnych części globu oraz informowania o tym, jak wygląda dzisiejsza misyjna praca i co dzieje się na misji.
Na początku tego przedsięwzięcia byłem nieco sceptycznie nastawiony do pomysłu wykorzystywania strony internetowej, by prezentować sprawy misji. Myślałem, że ludzie nie będą zainteresowani wydarzeniami z tak odległego dla nich miejsca na świecie. Myliłem się, i to bardzo… W ciągu dwóch lat posługi misyjnej wśród ludu Dinka opisywałem naszą misję, sposób pracy, niektóre sytuacje i wydarzenia, jakie miały tam miejsce. Prezentowałem i wciąż prezentuję zdjęcia i opisy, które u jednych budzą fascynację (bo – jak niektórzy piszą – wraz z poświęceniem jest w tym oddanie i zaangażowanie godne podziwu), u innych współczucie (bo bieda i dziadostwo, bo brak twórczego podejścia do życia), a jeszcze u innych „święte oburzenie” (na krwawe rozboje, odwet za kradzieże krów czy kóz itp.). Wielu moich internetowych przyjaciół radziło w trudnych sytuacjach, wspierało i nadal wspiera dobrym słowem i modlitwą.
Moi współbracia z Egiptu byli zafascynowani opowieściami o Krainie Plemienia Dinka w Sudanie Południowym, gdzie spędziłem wcześniej (w styczniu i lutym 2012 roku) trzy tygodnie. Wręcz namawiali mnie, by drogą internetową upowszechniać misje Kościoła katolickiego i w ten sposób komunikować się z ludźmi, a nawet szukać środków finansowych na utrzymanie misji. Rzeczywiście w kilku przypadkach na swoim misyjnym profilu internetowym zamieściłem prośbę o wsparcie. Odzew: ogrom pozytywnych odpowiedzi i konkretna pomoc potrzebującym. Sprawa zdała egzamin. Internet służy dobrze temu dziełu, jedynie brak czasu uniemożliwia regularne „wrzucanie” wiadomości na facebookową witrynę.
Ta misja nas łączy
Na misjach nierzadko uczę się czegoś nowego. W Akol Jal wszystko było dla mnie nowe, łącznie z porą deszczową i suchą. Każdego kolejnego dnia spotyka mnie coś nowego. Słońce znów zaskakuje, bo „pali jak najęte”, ale inaczej niż wczoraj. W temperaturze 40 czy więcej stopni trzeba być jak Dinkowie: trzeba po prostu usiąść w cieniu i przeczekać ten palący skwar. Z kolei w porze deszczowej drogi i ścieżki w buszu zalane są przez kałuże wody, które uniemożliwiają przedostanie się na drugą stronę, by dotrzeć do misji. Dopiero za dwa, trzy dni, kiedy woda opadnie, będzie można wrócić do działania pełną parą. Czas oczekiwania warto wykorzystać na nadrobienie zaległości „w papierach” i na facebookowej misyjnej stronie internetowej.
Wyjeżdżając z Polski na probację do Kenii i przyjmując od przełożonych decyzję o pracy na misji w Sudanie Południowym, przeczuwałem, że w Afryce w sposób duchowy będzie ze mną wielu moich przyjaciół. Oczywiście rodzina, współbracia i znajomi. Chcę z wielką radością powiedzieć: „starzy znajomi”, z którymi zjadłem beczkę soli, i nowi znajomi, których nawet udało mi się trochę poznać przez facebookowe konto. Codziennie – i tu muszę napisać z nieukrywaną szczerością i satysfakcją – przybywało nowych znajomych na tejże misyjnej stronie.
Wśród nich znaleźli się ci, których znam od dziecka z podwórka i sąsiedztwa, koleżanki i koledzy z czasów szkoły podstawowej i średniej, koleżanki i koledzy ze studiów i ci, których spotykałem podczas zagranicznych kursów językowych i w czasie pracy, w podróży po Europie, Ameryce, Afryce i Bliskim Wschodzie. Znajomi z pielgrzymek, rekolekcji i wycieczek. Moi nauczyciele i dzisiaj mogę powiedzieć: moi uczniowie. Ludzie z różnych kręgów kulturowych i o przeróżnych zapatrywaniach na życie. Ta misja nas łączy! I chociaż strona prowadzona jest w języku polskim, sporo z moich anglojęzycznych znajomych także zagląda na nią i utrzymuje kontakt.
Znajomi „w realu ” i na Facebooku
To wszystko stało się moim udziałem i nigdy nie liczyłem, ilu profilowych znajomych zajrzało na moją misyjną stronę do czasu, aż ktoś napisał do mnie, że sporo ludzi „mam w znajomych”. Pod koniec pierwszego roku było ich nieco ponad dwa tysiące, obecnie – po dwóch latach pracy misyjnej i dzielenia się poprzez witrynę Facebooka wiadomościami z misji – liczba przyjętych przekroczyła pięć tysięcy i administrator Facebooka zablokował możliwość przyjmowania nowych znajomych. Ci wszyscy w okienku „zaproszenie przyjęte” zostali zaakceptowani jako „your new friend” – twój nowy znajomy/przyjaciel. Co robię, kiedy kogoś zupełnie nie znam? Zapraszam i proszę, by się ta osoba przedstawiła, pisząc o sobie chociaż słówko. Zdarzało się, że niektórzy szukają jedynie kolejnej strony internetowej do wysyłania reklam, a moja misyjna strona ma inny cel.
Liczba polubień i kliknięć pod opisami poszczególnych spraw, a szczególnie zdjęć, sprawiła, że postanowiłem nauczyć się tworzenia galerii zdjęć, by tematycznie prezentować zdjęcia z konkretnych wydarzeń. Dzięki temu moi znajomi z różnych stron świata mogą zobaczyć, co i jak robimy. Nie sposób „wrzucić” do galerii wszystkich zdjęć, bo mam ich w dorobku około piętnastu tysięcy. Ale kto wie… Może kiedyś uda się zrobić album lub prawdziwą internetową stronę naszej misji w Akol Jal, gdzie będzie można zaprezentować every corner – każdy róg naszej misji.
Pomysł, by założyć facebookowy profil przyniósł dobre owoce w ciągu dwóch lat jego funkcjonowania. Niemniej wciąż wracam myślami do listów: listów z misji, w kopercie i napisanych na kartce papieru długopisem i swoim charakterem pisma, w których swoim stylem i głębią słowa przekazujemy coś, czego nie da się zrobić, używając klawiatury. Nie da się komputerem zastąpić spotkania twarzą w twarz, przekazać szczerego uśmiechu, tonu głosu i – chciałoby się powiedzieć – „uroku misjonarza”, który przekaże o wiele więcej niż ekranowa czy wirtualna wymiana doświadczeń.
Dziękując wszystkim znajomym, przyjaciołom – zarówno tym „w realu”, jak i tym z facebookowej historii naszej misji, pragnę wyrazić wdzięczność za wsparcie słowem i obiecaną modlitwę w mojej intencji i w intencji misji w Akol Jal, która jest w sercu każdego z nas. W ten sposób wszyscy stajemy się misjonarzami.