PÓJDZIESZ DO NIEBA ZA TO, COŚ WCZORAJ WYCIERPIAŁ
OJCIEC MARIAN JÓZEF WOJCIECH MORAWSKI SJ (1883–1940)
Urodził się 15 października 1883 roku w Budapeszcie. Syn Mariana Józefa i Emilii z domu Stuhlik. Uczył się we Wrocławiu, w Poznaniu, a potem w Chyrowie (1890–1900). Studiował na Uniwersytecie Wrocławskim i Jagiellońskim.
W 1906 roku wstąpił do Seminarium Duchownego w Krakowie i odbył studia specjalistyczne na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Księdzem został 3 lipca 1910 roku. Jako jezuita odbył służbę sanitarną w wojsku pruskim (1918–1919). Potem jest profesorem w Krakowie, w Bobolanum w Lublinie i na KUL-u. Od 1934 roku jest profesorem na Uniwersytecie Jagiellońskim. Członek wielu towarzystw naukowych, działacz społeczny i autor wielu rozpraw z teologii. Znał łacinę, posługiwał się biegle językiem francuskim, włoskim, angielskim i niemieckim, czytał bez trudności książki w języku greckim, hebrajskim, węgierskim, hiszpańskim i rosyjskim, ale jego ambicją była piękna polszczyzna.
W DRODZE DO AUSCHWITZ
Polem jego pracy było zawsze duszpasterstwo, konferencje, rekolekcje i kazania. Jego owocną i różnorodną działalność przerwało aresztowanie. Stało się to nie podczas słynnego aresztowania profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego (183 osoby), znanego jako Sonderaktion Krakau, ale później, gdyż ojca Morawskiego na podstępnym wykładzie nie było. Kilka dni później gestapo wkroczyło do Kolegium Krakowskiego i aresztowało 25 jezuitów, w tym ojca Mariana. Było to 10 listopada 1939 roku.
Pierwszym miejscem jego uwięzienia było więzienie przy Montelupich. Nawet tu nie zaprzestał wykładów i pomocy duchowej skazańcom. Od 3 lutego ojciec Morawski przebywa wraz z innymi w więzieniu w Wiśniczu. Tutaj także sprawował Mszę św. i głosił nauki więźniom. Jezuitom podawał wieczorem myśli do medytacji na następny dzień. Wzywał do ufności w pomoc Maryi Królowej Polski. 20 czerwca 1940 roku podczas marszu do Bochni więźniowie byli bici i pędzeni biegiem. Ojciec Morawski pół żywy z pomocą innych dowlókł się na miejsce. Jeszcze tego samego dnia z innymi dostał się do Auschwitz.
POŚRÓD SZYKAN I NIELUDZKIEGO OKRUCIEŃSTWA
Zaczęły się jego ostatnie stacje drogi krzyżowej. Wśród nieludzkiego traktowania, ciężkiej pracy i szykan Sługa Boży szybko tracił siły. Współbracia pomagali mu, jak tylko mogli. Szykanowany, ze spuchniętymi nogami, przydzielony do karanej kompanii musiał ładować ziemię do taczek i także na rozkaz wozić. Gdy nie dał rady, został pobity przez esesmana, który go jeszcze na osobności zmaltretował.
19 lipca 1940 roku Ojciec Adama Kozłowiecki notuje: „O. Morawski czuje się coraz gorzej. Mam wrażenie, że najgorsze jest to, że jest psychicznie załamany. Ten człowiek o wysokiej kulturze i wielkiej wrażliwości nie może się absolutnie wżyć w tę straszną, cuchnącą i okrutną atmosferę nieludzkiego okrucieństwa. Dusi się, załamuje, brakuje mu sił. Przy tym nie chce jeść, wszystko (…) budzi w nim obrzydzenie (…).
Miałem w tych dniach długą rozmowę z o. Morawskim. Jego przygnębienie ujawnia się i w tym, że patrzy bardzo czarno na przyszłe losy Kościoła. Uważa, że zbliża się czas, kiedy «zawód» księżowski zniknie, a pozostanie kapłaństwo wtopione w życie świeckich, coś jak było za czasów św. Pawła. Może to były myśli wybiegające poza nasze czasy, może rezygnacja ze «stanu i zawodu» księżowskiego byłaby czymś dobrym dla Kościoła, dla społeczeństwa i może dla samych księży?… Może pomogłoby to do przenikania Chrystusa i Ewangelii we wszystkie warstwy społeczne? Dziś mi się zdaje, że o. Morawski był tu prekursorem, wybiegał wprzód, sięgał myślą w czasy «księży robotników»” (Adam Kozłowiecki SJ, Ucisk i strapienie, s. 149).
„4 sierpnia. O. Morawski wygląda strasznie po wczorajszym pobiciu. Przychodzą do niego zieloni na dysputę. Widać, że o. Morawski wzbudza szacunek u tych dzikich, tak często okrutnych ludzi, u tych kryminalistów… dziwna rzecz, że ideał ubóstwa, tak bardzo Jezusowy i ewangeliczny, ideał miłości, która nie szuka swego, jest w oczach tych ludzi sprawdzianem wiary, sprawdzianem przynależności do Jezusa ukrzyżowanego. Pod koniec tej rozmowy jeden z zielonych, nie pamiętam, czy to był Otto Kiesel czy August, powiedział jakoś życzliwie i z szacunkiem o. Morawskiemu: «Ty już niedługo umrzesz, ty tego nie przetrzymasz, ale pójdziesz do nieba, i to do siódmego nieba, za to, coś wczoraj wycierpiał». Dziwna to była «kanonizacja» o. Morawskiego, wyrzeczona ustami łotrów. Według mnie bardzo dobra kanonizacja, jakby uzupełnienie tamtej na krzyżu, kiedy Jezus
kanonizował łotra…” (Adam Kozłowiecki SJ, Ucisk i strapienie, s. 158–159).
„6 sierpnia. O. Morawski ma flegmonę na nodze, ma być operowany” (Adam Kozłowiecki SJ, Ucisk i strapienie, s. 161).
ZA WIERNOŚĆ WIERZE I KAPŁAŃSTWU
Sługa Boży do końca zachował nieskazitelnie godność Polaka kapłana, a jego śmierć była niepowetowaną stratą dla nauki polskiej i dla zakonu. Informacja o śmierci ojca Morawskiego dotarła do rektora Kolegium w Krakowie telegramem wysłanym 9 września 1940 roku przez komendanta obozu w Auschwitz Rudolfa Hoessa. Sługa Boży zmarł 8 września 1940 roku.
„Cyrek i Morawski zginęli za swoją wiarę, za swoje kapłaństwo, za wierność wierze i kapłaństwu. Czy nie warto przypomnieć tej strasznej a świętej śmierci nie tylko ich współbraciom zakonnym, ale i szerokim kręgom katolików polskich?” (Adam Kozłowiecki SJ, Ucisk i strapienie, s. 8).
Opracował o. Kazimierz Kucharski SJ
Na podstawie:
Stanisław Cieślak SJ, Oblicza cierpienia i miłości. Słudzy
Boży Jezuici – męczennicy z II wojny światowej, Kraków 2009.
Adam Kozlowiecki SJ, Ucisk i strapienie. Pamiętnik więźnia
1939–1945, Kraków 1995.
Ludwik Grzebień SJ, Encyklopedia wiedzy o jezuitach na
ziemiach Polski i Litwy 1564–1995, Kraków 2004.