Praca charytatywna w Kirgizji
Damian Wojciechowski SJ
19.05.2013
Główną przyczyną ostatniej rewolucji jest niewątpliwie straszna bieda, która szczególnie dotyka prowincję. Większość mieszkańców jest bezrobotna i żyje dzięki uprawianiu przydomowych ogródków. Emeryci otrzymują około 5-10 $ miesięcznie – za 1 $ można kupić 10 małych chlebów. Kobiety pracujące w polu po 10 godzin przy 40-stopniowym skwarze otrzymują 1 $ dziennie i taką zapłatę uważa się za nie najgorszą. Wiele dzieci jest bezdomnych lub pracuje zamiast się uczyć. Na wsi praktycznie nie działa służba zdrowia, a w mieście za wszystko trzeba płacić. Spotykałem się z przypadkami, kiedy ludzie osobiście robili sobie operacje przy pomocy noży kuchennych. Alkoholizm i kryzys rodziny to ogromne problemy będące spadkiem po 70 latach komunizmu, które w dużej mierze dotykają także katolików. Dodatkowym problemem są uchodźcy z Tadżykistanu (gdzie na początku lat 90. kilka lat trwała wojna domowa, która pochłonęła dziesiątki tysięcy ludzkich istnień), z południa Kirgistanu i z Uzbekistanu.
Jednym z głównych zadań Kościoła katolickiego w Kirgizji jest praca charytatywna. Rozdzielamy przychodzącą z zagranicy (głównie z Niemiec) pomoc materialną wśród ludzi chorych, inwalidów, wielodzietnych rodzin i ludzi samotnych. Szczególną troską otaczamy domy inwalidów i domy starców. W domach inwalidów pacjenci dzielą się na trzy grupy: chodzących, pełzających i leżących. Są tam ludzie z najcięższymi upośledzeniami fizycznymi i psychicznymi. Kiedy ich odwiedzamy, to zawsze staramy się przywieźć dla każdego bochenek chleba, jabłko albo pomidora. Muszę powiedzieć, że jeszcze nigdy nie widziałem ludzi, którzy z taką łapczywością jedzą chleb. Niektórzy z nich chodzą w jakichś łachmanach, a domy są w przerażającym stanie, z dziurawymi podłogami i przeciekającymi dachami. Staramy się im przywieźć jakiekolwiek ubrania, które dostajemy z zagranicy. Oprócz tego pokazujemy im filmy religijne (głównie animowane, bo te oni najlepiej rozumieją), opowiadamy historie z Biblii, śpiewamy i jeśli to jest możliwe, odprawiamy Mszę św. Najważniejsze dla tych ludzi jest to, że ktoś o nich pamięta i ich lubi.
Mamy pozwolenie odwiedzać 12 więzień, w tym także więzienie dla kobiet i dla niepełnoletnich. W dwóch więzieniach mamy grupy modlitewne, gdzie więźniowie regularnie się spotykają, a my głosimy im konferencje o modlitwie i Biblii, a także przygotowujemy do sakramentów – szczególnie do spowiedzi. W więzieniu kobiecym mamy trzy takie grupy – w tym także w części przeznaczonej dla chorych i dla kobiet z dziećmi. Dużym problemem w więzieniach jest wyżywienie i odzież. Matki prosiły nas ostatnio o mydło dla swoich dzieci. Na dzienne wyżywienie więźnia przeznaczona jest równowartość jednego bochenka chleba. Bardzo wielu więźniów choruje na gruźlicę. Trzeba też powiedzieć, że do więzienia trafiają nie tylko winni, lecz także ci, którzy nie byli w stanie dać łapówki milicji, prokuratorowi albo sędziemu. Szczególnie ważne jest mówienie tym ludziom o Bożej miłości i przebaczeniu, ponieważ większość z nich nie tylko popełniła przestępstwa, ale także sami doświadczyli wiele niesprawiedliwości i cierpienia. W pozostałych więzieniach pokazujemy filmy takie jak np. „Pasja” Mela Gibsona. Filmy ciszą się wielką popularnością i przychodzi na nie nawet po kilkuset więźniów, w salach, gdzie nie tylko nie ma okien, drzwi i podłóg, ale nawet nie ma krzeseł, więc więźniowie siedzą w kucki.
Odwiedzamy też domy starców – tam żyje czasami po kilkuset zupełnie opuszczonych starych ludzi. Dla nich nawet odrobina okazanego im zainteresowania, czasu i wspólna modlitwa ma wielkie znaczenie. W domu starców w Dżalalabadzie żyje zupełnie samotna pani Regina Buczek, która w 1944 roku wyjechała z Polski, z Łukowa. Wkrótce zmarł jej mąż, a potem jedyne dziecko na malarię. Potem pracując przy wyrębie tajgi na północy Syberii, niedaleko od Norylska, straciła palec. Przyjechała na południe Kirgistanu i całe życie pracowała w stołówce – kiedy komunizm upadł, jej fabryka została zlikwidowana, zaginęły wszystkie dokumenty (ZUS, a nawet dowód osobisty) i jeszcze kilka lat pracowała za jedzenie i mieszkanie w prywatnym barze. W domu starców otrzymuje miesięcznie jedno mydło, dwie rolki papieru toaletowego i 8 somów (około 20 centów), za które może kupić 1,5 bochenka chleba. Utrzymuje się przy życiu, myjąc zmarłych pensjonariuszy i piorąc ubrania tych, którzy są obłożnie chorzy i mają jakieś pieniądze.
Pomagając tym wszystkim ludziom, nie ma dla nas różnicy, czy pomocy potrzebują katolicy, prawosławni, protestanci czy muzułmanie.