WIZYTA U UBOGIEJ RODZINY AFRYKAŃSKIEJ W ZAMBII
ACH, TE PRZEPISY!
Od kilku ostatnich lat przebywam i pracuję w Malawi. Jest to kraj sąsiadujący z Zambią – moją „pierwszą miłością” w Afryce, gdzie spędziłem pierwszych 20 lat pracy misyjnej. Od moich ostatnich odwiedzin u znajomych i przyjaciół w Zambii upłynęły już prawie dwa lata. Łatwo zgadnąć, że przyczyną tak długiej przerwy była pandemia koronawirusa. Z powodu COVID-19 granice pomiędzy tymi dwoma państwami pozostawały przez długi czas zamknięte.
Stworzyło to dla mnie nawet pewien problem. Otóż mam pozwolenie na stały pobyt w Zambii, z tym jednak że nie powinienem przebywać poza tym krajem jednorazowo dłużej niż sześć miesięcy. Z powodu pandemii i obowiązków w Malawi poza Zambią przebywałem znacznie dłużej, niż było to dozwolone. Kiedy więc wjeżdżałem do Zambii, musiałem się grubo tłumaczyć, dlaczego złamałem reguły. W końcu jednak urzędnicy imigracyjni zrozumieli moją sytuację i nie skasowali mi mojego dokumentu dającego prawo do stałego przebywania w Zambii. Odetchnąłem z ulgą…
PRZEORGANIZOWANA PROWINCJA
Trzeba też pamiętać, że nasza jezuicka prowincja została na nowo zorganizowana pod nazwą Prowincji Afryki Południowej (SAP – Southern Africa Provin-ce). Jej centrum znajduje się właśnie w Lusace, stolicy Zambii. Oprócz Zambii i Malawi, które wcześniej tworzyły tę prowincję, w jej skład weszły inne kraje z regionu południowej Afryki, takie jak: Zimbabwe, Mozambik, RPA, Botswana, Namibia, Lesotho i Eswa-tini. Jest to jedna z największych prowincji zakonnych na całym świecie, rozciągająca się na dużym obszarze kontynentu afrykańskiego i obejmująca wszystkie kraje na południe od Zambii.
W KASISI I CHIKUNI
W końcu udało nam się wjechać znowu do Zambii. Kraj ten szybko się rozwija. Lusaka z dnia na dzień staje się innym miastem. Powstają nowe drogi, mosty. Nawet buduje się nowe lotnisko. Oceniamy z kolegą, że Zambia jest jakieś 30 lat do przodu w porównaniu z Malawi.
Najpierw odwiedziłem moich współbraci zakonnych w czcigodnej misji Kasisi blisko Lusaki. Jest tam sporo Polaków, zarówno kapłanów, jak i sióstr zakonnych (służebniczki starowiejskie). Po kilku dniach załatwiania różnych spraw wybrałem się do południowej części Zambii, do naszej pierwszej misji jezuickiej w Chikuni. Odprawiłem tam moje doroczne rekolekcje i oczywiście odwiedziłem znajomych i przyjaciół.
Chikuni było moją pierwszą placówką misyjną w Zambii. Spędziłem tam z przerwami jakieś 12 lat mojego życia. Zawsze mile wspominam to miejsce. Jest to wioska w buszu, 11 km od głównej drogi, ale istnieją tu dwie szkoły podstawowe, dwie szkoły średnie, szkoła nauczycielska, trzy duże kościoły, konwenty trzech różnych zgromadzeń sióstr zakonnych, nie licząc trzech wspólnot zakonnych jezuitów. Jest tu nawet restauracja i piekarnia oraz stacja radiowa nadająca programy prawie na całą diecezję, choć służy głównie parani. Stację tę założyli nasi dwaj współbracia – misjonarze o. Andrzej Leśniara oraz o. Tadeusz Świderski. Ojciec Leśniara nadal kieruje tą stacją oraz powstałą przy niej szkołą radiową. Miejscowość Chikuni leży na obszarze zamieszkiwanym przez plemię Tonga.
WIZYTA W CHOMIE
Jak zwykle jeden dzień poświęciłem na wizytę w Chomie, odległej od Chikuni o jakieś 100 km.
Choma jest teraz centrum prowincji południowej Zambii. Miasto rozwija się bardzo dynamicznie. Powstała nowa piękna i nowoczesna stacja autobusowa, co mnie całkowicie zaskoczyło. Oczywiście w mieście panuje duży ruch.
Ludzie są zadowoleni, bo mają nowy rząd i prezydenta, który pochodzi właśnie z południa kraju. Hakainde Hichilema kandydował na prezydenta kraju pięć razy i dopiero za szóstym razem udało mu się zdobyć pierwszą pozycję w rządzie. A kraj stoi przed ogromnymi wyzwaniami. Nie tylko późne deszcze wpływają negatywnie na rolnictwo i gospodarkę, ale także pandemia COVID-19 spowodowała duże straty gospodarcze. Bogu dzięki, że obyło się bez większych strat w ludziach. Pan Bóg jest jednak miłosierny wobec maluczkich i biednych. Żniwo śmierci nie było tu tak tragiczne jak na przykład w Europie czy Ameryce.
POGŁĘBIAJĄCE SIĘ UBÓSTWO
Kiedy odwiedziłem moich znajomych w Chomie, zauważyłem jednak sporo biedy. Sofa nie miała poduszek, telewizor zniknął, nie widziałem stołu… Natomiast chłopcy bardzo podrośli. Jeden akurat zdawał maturę. Ojciec porzucił rodzinę. Została tylko matka i dorastające dzieci. Ciężko przeszli atak covidu, ale wyszli z tego.
Postanowiłem im nieco pomóc, pomimo ograniczonych możliwości finansowych. Ofiarowałem im 500 kwacha zambijskich (czyli około 30 dolarów amerykańskich). Byli bardzo wdzięczni. Brenda (matka rodziny) napisała mi, że dzięki tej pomocy mogła kupić worek mąki kukurydzianej i węgiel drzewny do kuchenki oraz zapłacić za wodę. Zrozumiałem, że głodowali, bo mąka kukurydziana to podstawa wyżywienia w Zambii, tak jak chleb i ziemniaki w Polsce. Kuchnia to kilka kamieni na podwórku, które tworzą miejsce do gotowania wody opalane węglem drzewnym. Z dostawą wody też mieli kłopoty. Pomimo tych niedogodności nie narzekali, nie prosili nawet o wsparcie. Cieszyli się po prostu z mojej wizyty.
Rozmawialiśmy też o ich planach na przyszłość. Brenda chce wznowić hodowlę pieczarek, by zapewnić sobie utrzymanie. Szuka w tej chwili partnerów do tego przedsięwzięcia, by wspólnymi siłami podjąć się tego dzieła. Ona ma doświadczenie w hodowli grzybów, ale brakuje jej kapitału i funduszy.
Spotykając się z ludźmi w Afryce, musimy być bardzo wrażliwi na ich potrzeby i kulturę. Sporo możemy się od nich uczyć, zwłaszcza cierpliwości, pogody ducha, wiary i wytrwałości w życiu mimo wielu niepowodzeń. Modlę się, by gospodarka kraju się rozwinęła, by ludzie mogli znaleźć pracę i godziwe utrzymanie. By Pan Bóg im nadal błogosławił.
O. Gerard Karaś SJ
Zambia – Malawi, 2021