INNOWACYJNOŚĆ: PORZUCAĆ WYGODNE NAWYKI I „POWSTAĆ Z KANAPY” (APEL PAPIEŻA FRANCISZKA)
Szerokim echem odbiło się i wybrzmiewa nadal słynne wezwanie Papieża Franciszka ze Światowych Dni Młodzieży w Krakowie do porzucenia wygodnej kanapy, wdziania butów nadających się do trudnej wędrówki i odważnego wyruszenia w świat. Młodzi, którzy zabiegają o włączenie do grupy wolontariatu misyjnego, już przez fakt wysłania aplikacji do projektu dokonują wyboru rezygnacji z wygodnych, domowych pieleszy na rzecz konfrontacji z nieznanym. Muszą niekiedy pokonywać nie tylko własne lęki i obawy, ale jeszcze bardziej opory rodziców i dalszej rodziny. Dlatego też pobyt w Zambii jest inspirującym i budującym doświadczeniem spotkań z ludźmi, którzy żyją podobnym duchem.
„Kto stoi w miejscu, ten się cofa” – mówi znane przysłowie. Zambijskie misje zdają się brać to porzekadło głęboko do serca. I trzeba od razu nadmienić, że tamtejsza mądrość, przy jednoczesnej świadomości ograniczeń środków danych do dyspozycji, sprawia, że postęp i nowatorstwo nie polegają na efekciarskim sileniu się na oryginalność, ale na reagowaniu na rozpoznawane potrzeby ludzi.
Z takiej postawy zrodził się w Chikuni pomysł na parafialne radio, którego pierwszym celem było zaradzenie problemom edukacji. Niedostępność szkół wynikająca z wielu czynników (od ekonomicznych przez odległości do pokonania, braki komunikacji itp.) zmotywowała ojców Andrzeja Leśniarę SJ i Tadeusza Świderskiego SJ do starań o radio. „Nadzieja wbrew nadziei” – bowiem pomysł zdawał się z racji ekonomicznych nierealny – nie zawiodła i dzisiaj parafialne Radio Chikuni służy nie tylko edukacji, ale jest ośrodkiem kultury, a także ważnym głosem opiniotwórczym. Jest też ciągle otwarte na innowacje, zarówno techniczne, jak i programowe.
Praca ściśle kapłańska tutaj także nie ogranicza się do statycznych form działania według raz ustalonych reguł. Nasze domy zakonne, centra parafialne oferują rozmaite i dostosowywane do aktualnej sytuacji nabożeństwa, dni skupienia, rekolekcje, grupy wsparcia (np. dla dotkniętych HIV/AIDS), wspólnoty Magis i WŻCh, liczne chóry i grupy służby liturgicznej itp. Parafie po prostu tętnią życiem, a kapłan może liczyć na prywatność i chwilę oddechu dopiero mocno po zapadnięciu zmroku, który wyznacza kres wszelkich aktywności.
Rozwój farm rolniczych na gruntach należących do misji nie ma na celu jedynie zaspokajania własnych potrzeb żywieniowych, lecz cele i wznioślejsze, i bardziej dalekosiężne. Z naszej strony można więc i materialnie, i duchowo wspierać np. farmę Kasisi, aby osiągając samodzielność finansową i kolejne etapy rozwoju, stała się i miejscem zatrudnienia, i wzorcem agrykultury, i spichlerzem dla ludności. Aktualnie, po warzywach i drzewach moringi, przychodzi kolej na hodowle ryb tilapii oraz kurcząt. Rolnictwo i ekonomia w ostatecznym rozrachunku – zgodnie z metodą ignacjańską – są jednak także jednym ze środków do osiągania celu, jakim jest godne życie i godność ludzi.
Jeszcze jednym przykładem innowacyjnego podejścia do wyzwań zmieniającego się świata są dzieła społeczno-charytatywne, jak np. Dom Dziecka (Children’s Home) w Kasisi. Wystrzegać się należy nazywania go sierocińcem. Owszem, dzieci w nim żyjące utraciły z różnych powodów swych rodziców (są to czasem historie dramatyczne), jednak nie czują sieroctwa. Czują się u siebie w domu, na swoim miejscu. Już sam ten fakt najlepiej świadczy o jakości pracy ośrodka, w którym zawsze znajdzie się miejsce dla kolejnego dziecka w potrzebie. Kreatywne zaradzanie potrzebom jest „w krwiobiegu” Sióstr Służebniczek, z siostrą Mariolą Mierzejewską na czele. Zaiste, zapewnić opiekę, wyżywienie i gdy potrzeba także leczenie ponad 250 dzieciom z tego domu (od noworodków po pełnoletnią młodzież) oznacza albo bycie cudotwórcą, albo geniusz organizacji, albo szczęście do mnóstwa darczyńców. Jest wszakże i takie wytłumaczenie, że można być po trochu wszystkim, a na pewno wiele się modlić i ufać Panu Bogu. Wydaje się, że ten ostatni czynnik jest najważniejszym źródłem zambijskiej innowacyjności.
I NA KONIEC…
…krótka refleksja porównawcza z misjami w innym miejscu i w innej epoce.
W latach dziewięćdziesiątych, w ramach programu trzeciej probacji, przebywałem w Kalifornii. Dzięki życzliwości gospodarzy odwiedziłem zabytkowe enklawy takich metropolii jak San Francisco czy Los Angeles oraz innych miejscowości. Miejsce takie, zwane do dziś pueblo (wioska, osiedle), wytyczone były przez zabudowania misji katolickiej: kościół, budynki mieszkalne i gospodarcze, malutkie osiedle dla świeckich mieszkańców. Pierwotna, pełna nazwa Los Angeles brzmiała: Pueblo de Santa Maria de los Angeles, a więc nie (jak się dziś po polsku tłumaczy nazwę metropolii) „Miasto Aniołów”, ale „Pueblo Matki Bożej Anielskiej”. Rozwijające się miasto poświęcono Maryi, tak jak San Francisco Biedaczynie z Asyżu. Tak oto misje katolickie zostały na wieki upamiętnione w nazwach: Santa Clara, San Diego, Santa Rosa czy Santa Cruz. Od skromnych początków osiedla misyjnego i pracy franciszkanów, jezuitów czy innych duszpasterzy, z upływem lat i rozwojem gospodarczym, biorą więc początek najważniejsze centra przemysłowe, cywilizacyjne i kulturowe amerykańskiego Zachodu. Potrzeba było czasu i harmonijnego zbiegu wielu czynników warunkujących rozwój.
Czy tak może być z ośrodkami misyjnymi w Zambii, jak np. Chikuni czy Kasisi? Ryzykowna byłaby każda odpowiedź na takie pytanie, a z pewnością nikt nie życzyłby takiego rozwoju, który by generował postęp za cenę utraty wartości duchowego bogactwa zambijskich ludów. Raczej chyba integralnego rozwoju religijnego i ogólnoludzkiego na własnych warunkach i własnym tempem.
Przywołana analogia może więc raczej posłużyć nam do rewizji obiegowego pojęcia misyjności, tego, czym jest misja w aspekcie chrześcijańskim. Nie jest i nie może być „eksportem gotowego duchowego produktu” , który byłby szybką receptą szczęścia doczesnego i wiecznego. Swoisty „kolonializm religijny” nie ma szans. Misyjność i misja to działanie i postawa wzajemnej wymiany, „osmozy dóbr”.
Jestem przekonany, że wolontariat misyjny, będąc realnym wsparciem dla duszpasterzy i placówek w odległych miejscach świata, w które się udajemy, młodym z Polski pozwala także zrozumieć tę zasadę wzajemnego wzbogacania się duchową wymianą dóbr. Po powrocie często mówią: „Nieskończenie więcej otrzymaliśmy, niż byliśmy w stanie z siebie dać”. Od tego spostrzeżenia blisko już do wizji Papieża Franciszka lapidarnie wyrażonej w adhortacji Christus vivit. Młodym, do których się zwraca, powiedział: „Ty jesteś misją” (Christus vivit, nr 254, 25.03.2019).
O. Grzegorz Dobroczyński SJ, Toruń