Ciekawostki misyjne
Zakonny spryt
Dwaj wielcy francuscy misjonarze jezuici – o. Józef Moreau i o. Julian Torrend – przybyli do dzisiejszej Zambii (wówczas Rodezji Północnej) w roku 1905. Założyli oni dwie placówki misyjne – Chikuni i Kasisi – oddalone od siebie o 200 km. Uznali, że pozostanie przez nich obu na jednej placówce byłoby marnowaniem sił misyjnych, byli bowiem jedynymi kapłanami katolickimi na obszarze setek kilometrów.
Przełożeni zakonni polecili im jednak, pod posłuszeństwem, spotykać się co miesiąc i korzystać z sakramentu pokuty, czyli po prostu iść do spowiedzi. Będąc ludźmi praktycznymi i chcąc oszczędzić sobie comiesięcznych podróży zaprzęgami z wołów (co w tamtych czasach wymagało sporo wysiłku), a jednocześnie przestrzegając reguły zakonnej, umówili się, że będą się spotykać nad rzeką Kafue w połowie drogi pomiędzy misją Chikuni i Kasisi w ostatni dzień miesiąca. Wyspowiadają się wtedy wzajemnie, przenocują i następnego dnia, już w nowym miesiącu, ponownie przystąpią do spowiedzi, kolejną planując na ostatni dzień już następnego miesiąca. Praktycznie więc spotykali się co dwa miesiące.
I tak reguła była zachowana, a podróże odbywały się rzadziej. Oszczędność czasu i środków. Inteligencja jezuicka…
Jezuicka pomysłowość
Misja w Chikuni, w południowej części dzisiejszej Zambii, została założona w roku 1905. Dwadzieścia pięć lat później, w roku 1930, obchodzono srebrny jubileusz istnienia misji. Od Kościoła i Towarzystwa Jezusowego misja otrzymała wówczas cenny dar: samochód marki Ford! Był to pierwszy samochód w tym rejonie. Misjonarze bardzo się ucieszyli z takiego prezentu. Dzięki niemu mogli wygodnie podróżować do odległych stacji misyjnych na terenie ich okręgu! Pojawił się jednak pewien problem… Brakowało paliwa. Samochód wydawał się bezużyteczny. Od czego jednak jezuicka pomysłowość? Misjonarze podpięli samochód do jarzma wołów, które ciągnęły pojazd we wskazanym kierunku. W języku angielskim woły to „oxen”. W ten sposób samochód marki Ford został przemianowany na „Oxford”, jak znana miejscowość uniwersytecka na terenie Anglii. Choć akurat jezuicka maszyna nie miała nic wspólnego z tym angielskim miastem.
Nagrodzony trud
Ojciec Józef Moreau był człowiekiem niezwykle praktycznym. Przybył on na misje, by głosić Chrystusa, ale jako syn wieśniaka z północnej Francji był realistą i stał mocno nogami na ziemi. Zauważył, że wielu miejscowych cierpiało głód. Plony były niezwykle skromne i nie wystarczały na utrzymanie rodzin. Postanowił więc nauczyć ich bardziej wydajnych metod uprawy roli. To właśnie on zapoczątkował użycie pługa do orki oraz wołów jako zwierząt pociągowych. Konie nie nadawały się tu do pracy ze względu na gorący klimat.
Dzięki użyciu pługa i wołów gleba była głębiej przeorana i zaczęła dawać obfitsze plony. Głód przeszedł do przeszłości. Ludzie zaczęli żyć bardziej dostatnio, a ojciec Moreau zdobył sobie ich sympatię i zaufanie, stając się wśród nich kimś bardzo popularnym. Już nie musiał głosić Dobrej Nowiny wiernym z pustymi żołądkami. Ludzie chętnie słuchali jego nauki o Chrystusie, ponieważ wiedzieli, że ojciec Moreau troszczył się o ich dobro. Jego imię nadal jest znane w rejonie i okolicy Chikuni, a ludzie z miejscowego plemienia Tonga do dziś są doskonałymi rolnikami i żyją dostatnio.
Zanim wprowadzono do pracy na roli zaprzęgi wołów, zwierzęta trzeba było do tego przygotować, nauczyć je chodzenia w zaprzęgu. Nie obyło się to bez problemów. Pewnego dnia woły wyrwały się i uciekły z „placu treningowego”, a co gorsza pobiegły wprost na miejsce, gdzie kobiety w wielkich beczkach warzyły afrykańskie piwo. Gdyby zwierzęta wpadły w owe beczki, szkody byłyby niepowetowane, a i ludzie straciliby chęć, by używać wołów do pracy na roli. Dobry Bóg jest jednak miłosierny i w ostatniej chwili zwierzęta pobiegły w innym kierunku.
Ocalało więc nie tylko piwo, ale także projekt ojca Moreau, by pomóc miejscowej ludności. W rejonie misji Chikuni woły używane są do pracy w polu i do transportu dwukołowymi wozami do dzisiaj. Chikuni to rejon wiejski, oddalony 11 km od drogi asfaltowej i poczty, a 35 km od najbliższego miasta Monze. Niemniej jest to rozwinięta misja z dwiema szkołami podstawowymi, dwiema szkołami średnimi, szkołą dla nauczycieli, piekarnią, restauracją, centrum kultury Tonga i stacją radiową. W Chikuni są też trzy duże kościoły i sześć klasztorów dla czterech zgromadzeń zakonnych. To taki mały Watykan i kolebka zambijskiej diecezji Monze.
Gerard Karas SJ