JAK AFRYKAŃSKIE DZIECI POSTRZEGAJĄ ŚWIAT WOKÓŁ SIEBIE
Od około 40 lat żyję i pracuję w Afryce, głównie w Zambii, choć spędziłem blisko 10 lat również w sąsiednim Malawi. Szczególnie w ostatnich latach zauważyłem, że sporo osób z Europy czy Ameryki przyjeżdża tutaj z pewnym poczuciem wyższości. Nie posądzam nikogo o złą wolę, ale można zaobserwować pewne kulturowe uwarunkowania.
DOBRE RADY NIE ZAWSZE W CENIE
Podam przykład. Przyjechał do Zambii mój kolega z Polski. Miał oczywiście dobre intencje i chciał pomóc tutejszym ludziom, którzy zmagają się z biedą, a nawet z nędzą, i bezrobociem. Szybko nawiązał kontakt z różnymi młodymi osobami i zaczął im podpowiadać, jak mogłyby poprawić swoją sytuację ekonomiczną. Radził im na przykład, by skorzystały z różnych kursów uniwersyteckich albo studiowały online… To wszystko jest bardzo dobre, ale ludzie ci zmagają się z niemożnością zaspokojenia naprawdę podstawowych potrzeb życia codziennego, jak zdobycie żywności czy zapewnienie sobie miejsca zamieszkania. Szkoła i edukacja w takiej sytuacji znajdują się na odległym miejscu pośród priorytetów.
Ci ludzie próbują, ale nie wszystko się im udaje z powodu stagnacji ekonomicznej, ludzkiej chciwości czy nepotyzmu. Po prostu każdy trzyma się tu swojego zajęcia, a jeśli jest jakieś wolne miejsce pracy, to będzie ono przeznaczone dla krewnego lub dobrego znajomego, który być może się odwdzięczy i da jakąś łapówkę. Tak więc porady osób z zewnątrz często trafiają w próżnię.
Uważam, że trzeba wejść w mentalność tutejszych mieszkańców, poznać ich środowisko i uwarunkowania, by znaleźć podpowiedź czy kierunek działań zmierzających do rozwiązania ich problemów. Podobnie – jak czytamy w Ewangeliach – czynił Pan Jezus. Nie rozwiązywał ludzkich problemów automatycznie, ale najpierw pytał: „Co chcesz, abym ci uczynił?” (por. Łk 18,41). Podobnie uczniów idących do Emaus pytał: „O czym tak rozmawiacie w drodze?” (Łk 24,17) i dopiero potem wyjaśniał im zagadnienie krzyża w życiu Mesjasza.
SPOSTRZEGAWCZOŚĆ MŁODYCH AFRYKAŃCZYKOW
Od początku mego pobytu w Afryce fascynujące dla mnie było to, jak młodzi chłopcy i dziewczęta odkrywają rzeczywistość wokół siebie. Ja mogę patrzeć na drzewo i nie zauważyć, że są na nim owoce nadające się do jedzenia. A moi młodzi przyjaciele bardzo szybko wejdą na to drzewo, zaczną zrywać na przykład mango i podzielą się z kolegami czy koleżankami. Bo wszystkim można się podzielić!
Kiedyś zauważyłem, że chłopcy jedli jakiś owoc, którego nie znałem. Poprosiłem ich, żeby mi wytłumaczyli i pokazali, jak się go spożywa. Powiedzieli, że żuje się miąższ tego owocu, a pestkę ze środka i skórę po prostu się wypluwa. Spróbowałem, nawet mi smakowało. Wobec tego zapytałem ich, gdzie można znaleźć taki owoc. Na początku nie bardzo chcieli mi powiedzieć. W końcu jednak się przyznali, że to owoce palmy, która rośnie na naszym dziedzińcu. Ja, po długich latach studiów filozoficznych i teologicznych, nawet nie zauważyłem, że nasza palma rodzi małe owoce podobne do śliwki i że nadają się one do jedzenia. A chłopcy, którym być może ciężko idzie w szkole, na otwartym obszarze i blisko natury są ekspertami od tego, co się nadaje do jedzenia, a co nie. Dużo się od nich nauczyłem.
RYSUNKI DZIECI
Pracując jako kapelan w szkole nauczycielskiej, miałem często „gości”. Dzieciaki z okolicy lubiły zaglądać do mojego biura, trochę pogwarzyć albo zobaczyć coś w komputerze. Kiedyś przyszły do mnie i by je czymś zająć, dałem im kartki papieru i kredki. Chciałem, żeby coś narysowały, ale nie powiedziałem, co dokładnie miałoby to być. Na temat swoich rysunków wybrały więc to, co przyszło im na myśl. Ich prace pozwoliły mi ponownie odkryć ich mentalność i to, czym żyją. Oto moje spostrzeżenia.
Fanny napisała swoje imię i narysowała owoce: jabłko, banan i pomarańczę. Oprócz tego namalowała kurek, kran z wodą i wąż gumowy, który dotyka doniczki z dużym kwiatem. Widać, że dzieci zwracają uwagę na owoce, bo na rysunku nie ma chleba, mięsa czy innych produktów spożywczych. Może owoce jest łatwiej narysować? Nie wiem. Kran z wodą pokazuje, że woda jest w Afryce bardzo ważna i konieczna do życia, ale dzieci zauważają, że wody używa się też do podlewania roślin. Ciekawe obserwacje. Normalnie dzieci mi tego nie powiedzą, ale z ich rysunków można odczytać to, co dla nich ważne.
Dziewczynka Luse (co oznacza „łaskawość”) potrafi nawet opisać swoje rysunki, gdyby były jakieś wątpliwości. W centrum obrazka stoi ona w długiej sukience. Ręce się jej za bardzo nie udały, ale można je zauważyć. Postać siedząca z prawej strony też za bardzo nie wyszła, ale za to krzesło zostało pokolorowane. Obok jest drzewo, bardzo proste: nie ma gałęzi, tylko pień i listowie. Nieco dalej ma być stół, a u góry – pomarańcza, ale wygląda jak ananas. U dołu jest narysowany dom. Co ważne, są tu drzwi, okna i lampa wisząca z sufitu. Drzwi oznaczają, że trzeba wejść, okna – to odniesienie do tak potrzebnego świeżego powietrza, a lampa symbolizuje światło, które dobrze jest mieć. Jednak w domu nie udało się umieścić mebli. Odzwierciedla to warunki życia naszej dziewczynki Luse. Nie zapomnijmy, że na zewnątrz musi być zielona trawa. Oczywiście jest też dach, często zrobiony z blachy, co powoduje, że w letnie upały w domu gorąco jest jak w piekarniku.
Następny rysunek jest autorstwa Mutinty Mwape. Rysuje i opisuje swój dom również słowami. Mieszka w Kapiri-Mposhi (nie wiem, czy to prawda, raczej nie, może nauczyła się nazwy tego zambijskiego miasta w szkole). Narysowany dom jest wysoki, rozbudowany, ma nawet komin, co jest niezwykłe w tutejszych warunkach. Jest też rower i co ciekawe – ubikacja na zewnątrz. Jest nawet ścieżka prowadząca do niej. Widać często się korzysta z tego miejsca. Dziewczynka narysowała też drzewo z widocznymi korzeniami. Dom ma drzwi i okno. Osoba siedząca na krześle coś je. Wewnątrz domu jest też sprzęt kuchenny. Wiele można się z tego rysunku dowiedzieć, wiele nauczyć i wywnioskować.
Costa Munsaka ma jeszcze dosyć prymitywny styl rysowania. Nie jest łatwo odkryć dokładnie, co te obrazki przedstawiają. Od lewej u góry jest może dom, ale wygląda jak boisko sportowe, poniżej być może to piłka, bo są tam różne kolory, następnie zielony owoc. Z prawej strony u góry coś, co wygląda jak serce, tylko środek ma niebieski (może zabrakło czerwonej kredki), inne kształty to prawdopodobnie owoce. Można podziwiać prostotę i inwencję młodego artysty. Nie każdy ma te same talenty…
Ostatni rysunek jest dość dramatyczny. Załączony jest też do niego opis. Ośmioletnia dziewczynka imieniem Isabel ma długie włosy i przyznaje, że jest zarażona HIV/AIDS. Mieszka z babcią, ale nie chodzi do szkoły. Brakuje im jedzenia. Nie mają pieniędzy, żeby kupić żywność. W domu jest stół, dwa krzesła – dla babci i dziewczynki, kran i sprzęt domowy, kubki, talerze. Isabel namalowała drzwi i okna. Jest nawet światło u góry. Rysunek jest dosyć dramatyczny, ale tak często żyją ludzie w Afryce. Ciekawe, że nie narzekają, nie wpadają w depresję, ale cierpią – jak mówimy – cierpliwie. Takim osobom warto pomóc. To byłoby świadectwo chrześcijańskiej miłości.
ZMIENIAĆ ŚWIAT NA LEPSZY
Natknąłem się na te rysunki po wielu latach – rysowały je dzieci z misji w Chikuni w Zambii ponad 10 lat temu. Ciekaw jestem, jak potoczyły się ich losy. Z wielu osobami z tamtych czasów nadal utrzymuję kontakt. Naturalnie wyrosły na dorosłych mężczyzn i kobiety, mają swoje dzieci, rodziny lub żyją samotnie. Ostatnio wróciłem do tej samej misji, w której pracowałem przed dekadą. Dużo się tam nie zmieniło, choć gospodarka Zambii jest bardziej dynamiczna niż w sąsiednim Malawi, ale ceny też poszły tu ogromnie w górę.
Po odkrywaniu lokalnej kultury i warunków życia przyszedł czas, by pomóc żyjącym tu młodym ludziom budować zaufanie we własne siły oraz pobudzać w nich inicjatywę i zaangażowanie, by zmieniali ten świat na lepszy, na bardziej ludzki i bardziej Boży.
O. Gerard Karas SJ,
Chikuni, Zambia, 30.12.2022