List studentów Centrum Formacji
Miary i Patrick.
Kiedy byliśmy jeszcze studentami Wyższej Szkoły Rolniczej w Bevalala, ponad rok temu ojciec Tadeusz Kasperczyk SJ, który w tym czasie był ekonomem i zarządcą Centrum Formacji Zawodowej, zaproponował nam, słuchaczom trzeciego roku studiów, spotkanie, które było dla nas czymś nieoczekiwanym. W kilku zdaniach ojciec opowiedział nam o swoich planach, które dla nas wydały się interesujące. Jako „stary” misjonarz znał nasze życie i struktury rodzinne. Wiedział, że nasz dyplom, który otrzymamy na koniec nauki, dla nas, studentów, jest ważny, ale często w naszym środowisku rodzinnym, jako młodzi, nie mamy wiele do powiedzenia, bo wszelkie decyzje należą do rodziców. Z naszą znajomością zawodu nie zawsze możemy więc coś zaproponować, a tym bardziej wykorzystać nasze jeszcze wątłe kompetencje zawodowe i decydować o planach na przyszłość.
Projekt ojca dotyczył przede wszystkim naszej przyszłości i nabrania pewności siebie. Miejscem, gdzie mieliśmy odbyć staż od 8 do 12 miesięcy, miała być wcześniej podupadająca farma w Tsiroanomandidy, zamknięta ostatecznie w 2012 roku. Tam mieliśmy wykazać się naszymi zdolnościami, decydując wspólnie, co i jak należy zrobić, aby przywrócić życie w gospodarstwie, a zarazem dać pracę ludziom z okolicznych wiosek.
Dla większości z nas była to zachęcająca propozycja, jednak nie wszyscy mogli z niej skorzystać. Jedni mieli już plany na przyszłość, innym rodzice proponowali powrót do domu i pracę w gospodarstwie rodzinnym według metody praktykowanej od pokoleń, jeszcze inni chcieli kontynuować studia. Ostatecznie w czerwcu 2014 r. zjawiła się grupa 12 osób, by zobaczyć miejsce, gdzie miało się wszystko rozegrać. Ku naszemu zdumieniu zastaliśmy zaniedbane pola, leżące odłogiem i porośnięte chwastami, z wyjątkiem kilku poletek, które uprawiali byli pracownicy gospodarstwa. Budynki gospodarcze niszczały i wymagały remontu.
W sierpniu przyjechał tu najpierw ojciec Tadeusz, żeby przygotować dla nas budynki mieszkalne. Trzy budynki niezamieszkane od dłuższego czasu wymagały odmalowania, naprawy sieci doprowadzającej wodę z odległego o 15 km źródła. Ostatni słup doprowadzający linię elektryczną znajduje się 11 km od Tsiroanomandidy, nie było więc tu także elektryczności, podobnie jak w 90 proc. okolicznych wiosek.
Kiedy na początku września przyjechała pierwsza grupa ochotników (druga miała przyjechać w połowie października), nasze miejsce zamieszkania nie było jeszcze w pełni gotowe. Ale po tygodniu można było w nim zamieszkać: z kranu popłynęła czysta woda, a pod sufitem zaświeciła żarówka zasilana baterią słoneczną. Teraz można było stworzyć konkretny plan i zacząć działać. Jedni organizowali prace w polu (usunięcie zarośli i orka), inni szukali u właścicieli zebu obornika, jeszcze inni robili zapasy sadzonek manio-ku, by posadzić je po nadejściu pierwszych deszczów.
Nasze życie nie było łatwe aż do końca roku: mieliśmy wiele trudnej pracy na roli, a zarazem kończyliśmy prace magisterskie. Ostatecznie trzech naszych kolegów zrezygnowało z tego doświadczenia, koleżanka znalazła pracę jako technik w dziedzinie rolnictwa, a dwoje zniechęconych trudnościami powróciło do rodzinnych miejscowości. Tak więc od stycznia zostało nas tylko czworo wraz z ojcem Tadeuszem, który podnosił nas na duchu. Ważnym punktem dnia była wspólna Msza św. w ciągu tygodnia w Tsiroanomandidy, a w niedziele w jednej z wiosek, w której ojciec Tadeusz odprawia Msze w ustalonym porządku.
Czas szybko płynie. Minęło już 9 miesięcy i trzeba podjąć konkretne decyzje. Dwoje stażystów wyjechało, by odbyć formację z nadzieją powrotu po 5 miesiącach, a dwoje zostało, by kontynuować prace przez dłuższy już okres. Staż w Tsiroanomandidy był i jest dla nas ważnym okresem w naszym życiu zawodowym. Wiele zobaczyliśmy, wiele się nauczyliśmy i wiele zrozumieliśmy. Wiemy teraz, że nie zawsze wiedza wyuczona w szkole idzie w parze z praktyką.
Do tej pory udało nam się zagospodarować ok. 20 ha, na których uprawialiśmy ryż, maniok, soję, kukurydzę i orzeszki ziemne. Ten rok był dla nas przygotowaniem do dalszego etapu: do rozwinięcia hodowli bydła, trzody chlewnej i drobiu. Nasze tegoroczne zbiory pozwoliły nam zgromadzić składniki potrzebne do produkcji pasz, a także ponad 100 bali siana dla bydła. Ryż, orzeszki, soja, których nie potrzeba nam w takich ilościach, pozwolą zdobyć fundusze, dzięki którym będziemy mogli rozwijać naszą działalność.
W przyszłym roku zapowiadają się nowi kandydaci na stażystów. Także 4 osoby. Dla nas koniec stażu jest tylko przejściem na inny etap. Tu chcemy pracować, by rozwijać działalność, którą rozpoczęliśmy rok temu. Chcemy, aby w przyszłości w Tsiroanomandidy odbywały się szkolenia i kursy dla młodych rolników. Chcemy im służyć naszym doświadczeniem i umiejętnościami. Mimo że pochodzimy z różnych stron Madagaskaru i z różnych grup etnicznych, to jednak mamy uznanie wśród ludzi, którzy z nami pracują. Pracując z nimi, możemy im też przekazać swoje doświadczenie i pokazać, że chociaż metody uprawy, które stosowali, żywiły dotąd pokolenia, nie są jednak najlepsze. Istnieją inne, które pozwalają osiągnąć lepsze zbiory. To przecież metody już sprawdzone gdzie indziej.
Mamy tu duże pole do działania: z pobliskich wsi czasami pracowało z nami ponad 70 osób dziennie. Siali z nami ryż według nowej metody, wraz z nami go opielali, z nami go zbierali. Wyniki były inne niż przy ich dotychczasowej tradycyjnej metodzie: trzykrotnie, a nawet czterokrotnie wyższe.
Dziękujemy Wam, Przyjaciele. Wiemy, że dzięki Waszej pomocy ojciec Tadeusz mógł nam stworzyć taką okazję, z której – jak sądzimy – dobrze skorzystaliśmy. Kierujemy też do Was serdeczne słowa wdzięczności!
Miary i Patrick
Tłum. o. Tadeusz Kasperczyk SJ