ŚWIADECTWO O ŚP. O. JOZEFIE OLEKSYM SJ
Śmierć o. Józefa Oleksego była dla nas dużym zaskoczeniem. Kiedy wstępował do jezuitów, cieszył się on bardzo dobrym zdrowiem. Nawet komisja wojskowa proponowała mu, by wstąpił do oddziału komandosów. Kiedy jego zdrowie zaczęło się psuć? Chyba najgorszy okres dla niego pod względem zdrowotnym był w naszej zambijskiej misji w Katondwe, najniżej położonym skrawku ziemi w Zambii. Często tam chorował, szczególnie na malarię, ale nigdy nie narzekał na swoją sytuację. Raczej cieszył się, że jest prawdziwym misjonarzem. Podziwialiśmy go za jego misyjnego ducha.
PRZYGODA PODCZAS PRZEPRAWY DO MOZAMBIKU
W swojej gorliwości służył nawet ludziom w sąsiednim Mozambiku. Nie mieli oni posługi kapłańskiej od wielu lat. Dlatego o. Józef regularnie odwiedzał stacje misyjne w Mozambiku. Kiedy pewnego dnia przeprawiał się przez rzekę Luangwę, łódka wydłubana z pnia drzewa (wyglądająca jak kajak) już blisko brzegu po stronie Mozambiku wywróciła się. Rzeka była płytka, więc wszystkie rzeczy transportowane łódką udało im się wyłowić. Poszli dalej piechotą godzinę drogi. Gdy o. Józef zaczął przygotowywać się do Mszy św., zauważył, że w torbie nie było butelki z winem mszalnym. Cóż było robić? Znaczyło to, że nie może odprawić Eucharystii. Msza św. skończy się w połowie, po liturgii Słowa…
Ojciec Józef przedłużał kazanie i już miał ludziom powiedzieć, że Eucharystii nie będzie, gdy nagle zjawia się chłopak z butelką wina… Łowił on ryby na brzegu i widział, jak się wywrócili w łodzi. Zauważył też, że butelka z winem sobie popłynęła. Pobiegł za nią i ją wyłowił, co nie było łatwe, bo trzeba wiedzieć, że w rzece pełno jest krokodyli. Udało mu się jednak i szybko pobiegł za misjonarzem.
PIERWSZA JEZUICKA PARAFIA W MALAWI
Do Malawi o. Józef przyjechał w roku 2000, aby otworzyć tu pierwszą jezuicką parafię. 22 października został pierwszym proboszczem w Kasungu. Był dobrze do tej funkcji przygotowany zarówno przez studia, jak i przez pracę parafialną w Polsce. W gorliwości nie ustawał, a parafia była wielka – dziesięć razy większa od tej, w której pracował wcześniej w Zambii.
Ubogo żył i chyba z niedożywienia czy złego odżywiania zaczęło mu się psuć zdrowie. Nabawił się nawet tyfusu, o co w tamtejszych warunkach nie było trudno. W czasie nieurodzaju ludzie doświadczali prawdziwego głodu i jak mówił, widział umierających przy drodze. Organizował pomoc, na ile mógł, ale było tego niewiele nawet dla jego ludzi w parafii.
CZŁOWIEK O DOBRYM SERCU
Ludzie dobrze pamiętają jego dobre serce. Starsze osoby, którym pomagał, już poumierały, bo życie w Malawi nie jest długie. Jednak ile jest jeszcze małżeństw, które pobłogosławił? Sam osobiście przyjeżdżał na zorganizowane kursy małżeńskie, aby narzeczonym głosić nauki. Ileż ochrzcił i dzieci, i starszych?
Kiedy dziewięć lat temu przyjechałem do Malawi, dzieci wołały za mną „Fr. Joseph”, bo niełatwo im było szybko odróżnić białe twarze. A pomógł on też wielu biednym dzieciom ukończyć szkołę.
Na wieść o jego śmierci modliła się cała parafia. W dzień pogrzebu modliliśmy się w głównym kościele. Ksiądz proboszcz, o. Terry Mutesha SJ, dziękował Bogu za dar Ojca Józefa, który położył fundamenty parafii i pracował tu niestrudzenie przez 18 lat. Nie był zainteresowany dyskusjami, ale rzetelną pracą do samego końca swego pobytu tutaj.
Przez cały styczeń w głównych centrach odprawiamy Msze św. w intencji śp. Ojca Józefa, bo wielu ludzi dobrze go pamięta i chce mu oddać tę ostatnią przysługę.
Niech odpoczywa w pokoju.
O. Ludwik Zapała SJ,
Kasungu, Malawi