Powrót po urlopie w ojczyźnie
Zainteresowanie i sympatia
Kiedy od wielu już lat przyjeżdżam do Polski na czas urlopu w moje rodzinne strony, zawsze spotykam się z wielką życzliwością nie tylko mojej najbliższej Rodziny, Znajomych, Przyjaciół, ale często także ze strony przypadkowo spotkanych osób. Czy to w sklepie, czy to w urzędzie, a czasem w pociągu, gdy okaże się, kim jestem i czym się zajmuję, od razu rodzi się duże zainteresowanie. Opowiadam więc o tym, co robię i gdzie pracuję. Sympatia moich słuchaczy jest naprawdę ogromna.
Przy okazji „Misyjnej Niedzieli” w różnych parafiach wielu wiernych wychodzących z kościoła po Mszy świętej, podczas której mówiłem homilię, zatrzymywało się i z zainteresowaniem pytało mnie o szczegóły, chcąc się dowiedzieć czegoś więcej o mojej pracy misyjnej. Takie spotkania nie były powodowane jedynie ciekawością, jak żyją ludzie w Afryce, jak wygląda ich codzienne życie, praca, zwyczaje, ale także potrzebą okazania zainteresowania, sympatii oraz więzi z tymi ludźmi. Była to także okazja do refleksji nad tym, jak można by im pomóc w poczuciu solidarności z tymi, którzy żyją w innych warunkach, często nawet nieświadomych, że życie może być łatwiejsze.
Trudny dostęp do informacji
Nie zawaham się powiedzieć, że Europejczyk często wie więcej i zna lepiej Madagaskar niż jego mieszkańcy. Dla Europejczyka wiedza o współczesnym świecie jest ogólnodostępna. Przynajmniej raz w tygodniu w telewizji jest jakiś program na przykład o Madagaskarze. Natomiast mieszkańcy Czerwonej Wyspy, szczególnie ci, którzy żyją w buszu, nie mają takiego luksusu. O jakimś ważnym wydarzeniu mogą się dowiedzieć jedynie od tych, którzy przybywają z miasta. Oczywiście najczęściej z bardzo dużym, kilku- czy kilkunastodniowym opóźnieniem. Ci, których stać na radio i dzięki temu mają informacje na bieżąco, są uważani za „wszystko wiedzących”. Pozostali, a mówię tu o 70, może 80 proc. ludności żyjącej w wioskach, w tzw. buszu, dostęp do informacji mają utrudniony.
19 grudnia 2018 roku na Madagaskarze odbyła się druga tura wyborów prezydenckich, a 19 stycznia zaprzysiężenie nowo wybranego prezydenta Andry Rajoelina. Jeden z pracowników sezonowych przyniósł do naszego Centrum małe radio, by śledzić na bieżąco wydarzenia w stolicy Antananarivo. Kilkunastu pracowników młóciło na podwórku ryż, inni przesypywali z miejsca na miejsce ryż już wymłócony, by go oczyścić i wysuszyć, ale każdy chciał być jak najbliżej odbiornika radiowego, by lepiej słyszeć przemówienia polityków z obozu rządzącego. Samego prezydenta osobiście nie spotkali ani nawet nie widzieli go w telewizji, ponieważ najczęściej nie mają odbiorników telewizyjnych, ale wiedzą, jak prezydent wygląda z kampanii przedwyborczej, bo każdy kandydat rozdawał koszulki, parasolki czy czapki ze swoją podobizną.
Podróżne przygody i niecodzienny gość w domu
Kiedy pierwszego dnia po powrocie z Polski dotarłem do domu, był już wieczór. Zmęczenie podróżą podpowiadało odpoczynek, by nieco ochłonąć także od wrażeń, których w podróży miałem sporo.
„Podróżne przygody” zaczęły się już od momentu nadawania bagażu. Kiedy po urlopie w kraju wyjeżdża się na kolejne trzy lata, zabiera się z sobą wiele użytecznych i niezbędnych rzeczy: kilka par solidnych spodni, buty, koszule, coś, co będzie przypominało ojczysty kraj – oczywiście polskie wędliny, słodycze, by po powrocie podzielić się tym z polskimi misjonarzami i malgaskimi znajomymi. Nawet jeśli od początku liczy się każdy kilogram, to zawsze jest ich więcej niż trzeba. Czułem, że i tym razem będzie podobnie. Nie myliłem się.
Okazało się, że w każdej walizce jest po dwa kilogramy więcej niż dopuszczalne. Przy pierwszym podejściu do odprawy bagażowej nie udało mi się niczego uprosić. Pytanie, co wyciągnąć z walizki, kiedy wszystko było dla mnie ważne i potrzebne, tym bardziej że bagaż miałem już zafoliowany? Trudno, trzeba było zdecydować: albo zapłacić za nadbagaż, albo wszystko „rozgrzebać”. Przy drugim podejściu, kiedy zdecydowałem się zrobić jednak dopłatę, nie rezygnowałem też z próby „utargowania” jeszcze czegoś. Pani przy okienku uśmiechnęła się tylko i powiedziała, że tym razem mi się uda! I zobaczyłem moje walizki dopiero na lotnisku w Antananarivo.
Tyle że po drodze była jeszcze jedna niespodzianka związana z bagażem podręcznym. Miałem ze sobą laptopa, na ręce kurtkę zimową oraz saszetkę z dokumentami i… Słyszę moje imię i nazwisko wywołane przez głośniki: jestem proszony do odprawy. Widzę, że przy wejściu do samolotu nie ma już nikogo, więc przyśpieszam kroku. Zaintrygowało mnie spojrzenie stewardessy na mój podręczny bagaż. Chociaż mieścił się on we wszelkich wymaganych normach, to jednak zrozumiałem później, że w małym samolocie nie byłoby dla niego miejsca. Otrzymałem pokwitowanie i bagaż podręczny dołączył do walizek, z którymi odebrałem go na lotnisku w Antananarivo. Dobrze jest mieć Anioła Stróża, kiedy wybiera się człowiek w jakąkolwiek podroż.
Kiedy następnego dnia obudziłem się w moim pokoiku, zauważyłem, że mam współlokatora, który spacerował sobie po stole. Był to mały kameleon. Znalazł sobie „domek” w moim pokoju pod stertą papierów, które zalegały na biurku. Nie był wcale onieśmielony moją obecnością i chyba nawet czuł się dobrze, bo trzy dni musiałem go wynosić na zewnątrz, podczas gdy on wieczorem spokojnie sobie wracał na to samo miejsce. Ale go przetrzymałem.
Podziękowanie
Moi Drodzy! Czas już zakończyć te wspomnienia. W moich podziękowaniach nie chciałbym nikogo pominąć, bo spotkałem wielu wspaniałych ludzi i doświadczyłem wiele dobra, za co przed Bogiem bardzo dziękuję. W tym miejscu szczególnie pragnę wyrazić wdzięczność płynącą od wielu tubylców, którzy doświadczyli dobra od moich Znajomych.
Dziękuję Ojcu Kazimierzowi Kucharskiemu SJ, mojemu współbratu, który często przysyła mi pewną sumę pieniędzy. Przeznaczam ją na edukację i formację młodych ludzi, którzy nie mają możliwości kontynuowania nauki w szkole czy na uniwersytecie, a którzy moim zdaniem mają zdolności i warto, by je rozwijali.
Mam tu na myśli chociażby młodego chłopaka, który musiał przerwać naukę w liceum ze względu na brak możliwości finansowych. Vonjy (czyt. Wundzi; tak ma na imię ów chłopak) na początku stycznie 2019 r. rozpoczął 5-miesięczną formację w Centrum Szkolenia Mechaników Maszyn Rolniczych i Kierowców Traktorów. Może nigdy w życiu nie dorobi się traktora, ale łatwiej znajdzie pracę. Będzie też w przyszłości dobrym pracownikiem i przykładem dla innych samouków. Po skończeniu formacji znajdzie pracę w naszym Centrum.
Dzięki tej pomocy także młoda dziewczyna o imieniu Landy kontynuuje 3-miesieczną formację prowadzoną przez siostry zakonne. Uczy się szycia, gotowania i tego, czego wymaga się dziś od malgaskiej kobiety. Jestem przekonany, że po powrocie do domu będzie budzić „zazdrość” – w pozytywnym znaczeniu – wśród koleżanek z wioski. Takich młodych ludzi, którzy czekają na podobną pomoc, jest wielu.
Serdeczne Bóg zapłać płynie od małych dzieci za czapeczki, które przekazała mi moja dawna Wychowawczyni z Liceum. Pani Wiktoria Krystyna Stach, będąc na emeryturze, nie traci czasu, ale myśli, jak pomóc innym, i dzierga czapeczki, które wędrują nie tylko na Madagaskar.
Na koniec moje podziękowania kieruję do wszystkich za wszelką pomoc materialną i duchową, jakiej doświadczam. Wspomnę tylko o Wielkiej Rodzinie rodziców adopcyjnych, którzy regularnie posyłają często wdowi grosz dla uczniów szkół podstawowych, dając w ten sposób ogromną szansę wielu dzieciom. Już nie dziesiątki, ale setki młodych Malgaszów studiuje bądź ukończyły wyższe studia, a bez tej pomocy nie mogliby skończyć nawet kilku klas szkoły podstawowej. Często te drobne uczynki i pomoc drugiemu dziś – jutro przekształcą się w potężną Górę Dobroci, dając szczęście wielu.
Bardzo serdecznie dziękuję też za Wasze codzienne modlitwy, cierpienia i choroby ofiarowane za misjonarzy (w tym za mnie), które są najcenniejszym darem, jaki możemy otrzymywać. Grupie „Margaretek” z mojej rodzinnej parafii w Borzęcie dziękuję za codzienną modlitwę. Dziękuję również lekarzom i pielęgniarkom, z którymi w moim wieku trzeba być „za pan brat”. Tych wszelkich długów nie mogę spłacić inaczej, jak przez modlitwę, szczególnie we Mszy świętej każdego pierwszego dnia miesiąca. Pamięć przed Panem to największa pomoc dla każdego z nas.
Niech Bóg Wam wszystkim wynagradza za Waszą dobroć. Bóg zapłać.
Tadeusz Kasperczyk SJ