Moja nowa placówka misyjna
ks. Czesław Tomaszewski SJ
Wywiad z Ojcem Ludwikiem Zapałą SJ, misjonarzem pracującym w Malawi
Ojciec Ludwik Zapała SJ od wielu lat pracuje na misjach w Afryce. Najpierw przez przeszło 20 lat posługiwał w Zambii, w liczącej ponad 100 tysięcy mieszkańców (w tym 30 tysięcy katolików) parafii w Kasisi. Pełnił tam funkcję proboszcza. Następnie po objęciu parafii w Kasisi przez miejscowego jezuitę ojciec Zapała pracował w parafii Nangoma i Mumbwa wraz z proboszczem parafii ojcem Jakubem M. Rostworowskim SJ. W 2013 roku został przeniesiony przez tamtejszego przełożonego do Malawi. Wraz z Zambią Malawi stanowi tę samą prowincję Towarzystwa Jezusowego. Obecnie ojciec Zapała pracuje w malawijskiej parafii, której proboszczem jest ojciec Józef Oleksy SJ.
Jak to się stało, że zaczął Ojciec pracę w Malawi?
Malawi to piękne krajobrazy, malownicze lasy, parkowe sawanny i urocze jezioro o tej samej nazwie co kraj. W jeziorze Malawi jest krystalicznie czysta woda i kolorowe ryby. To jedna strona tego państwa. Z drugiej widoczna jest tu także nędza mieszkańców, mnóstwo osieroconych dzieci, których rodzice zmarli na AIDS. Malawi bardzo dotknęła pandemia HIV/AIDS. Choroba spowodowała osierocenie około 1,8 mln dzieci. Malawi potrzebuje pomocy, by można było zwiększyć tu produkcję żywności, poprawić opiekę zdrowotną, warunki życia mieszkańców i zwiększyć sprawiedliwość społeczną1. Wobec problemów, z którymi boryka się ten uroczy kraj, nikt nie może przejść obojętnie.
Parafia Kasungu, której proboszczem jest ojciec Józef Oleksy, rozciąga się na dużym obszarze. Jednemu kapłanowi trudno byłoby ogarnąć tak rozległe pole pracy duszpasterskiej. I właśnie ja zostałem wysłany przez przełożonego prowincji zambijsko-malawijskiej, by pomóc ojcu Oleksemu w kierowanej przez niego parafii.
Jakiego języka używają Malawijczycy?
Malawijczycy posługują się językiem czi-czewa. To ich język narodowy, należący do rodziny języków bantu i obok angielskiego jest w Malawi językiem urzędowym.
Język czi-czewa używany jest w kilku krajach położonych w południowo-środkowej Afryce, obok Malawi także w Mozambiku, Zimbabwe oraz Zambii. W Zambii język ten nazywa się czi-nyanja. Istnieje jednak pewna różnica między językiem używanym przez dużą część Zambijczyków (ok. 37 proc.) a językiem używanym przez Malawijczyków. W Malawi ludzie posługują się czystą odmianą języka czi-czewa, bo tutaj – można powiedzieć – jest jego „centrum”. W Malawi istnieją gazety w języku czi-czewa, używa się go także w wiadomościach telewizyjnych. Na co dzień angielskiego używa się tu w mniejszym stopniu. Malawijczycy, którzy ukończyli tylko szkołę podstawową, zasadniczo niewiele rozumieją po angielsku. Angielski znają bardziej osoby po szkole średniej, ale wolą rozmawiać w swoim lokalnym języku. Natomiast w Zambii istnieją aż 72 języki tubylcze i angielski staje się niejako koniecznością – wspólnym językiem dla wszystkich.
Czy język czi-czewa jest trudny dla Europejczyka?
Raczej nie. Dla mnie łatwiej było się nauczyć czi-nyanja niż języka angielskiego. Myślę, że jest więcej podobieństwa do polskiego niż w przypadku języka angielskiego.
Słuchałem, jak Ojciec mówił w tym języku kazanie. Nic nie rozumiałem, ale miałem wrażenie, że Ojciec przedłużał samogłoski?
W języku czi-czewa ważne jest akcentowanie rdzenia czasownika, właśnie przez przedłużanie. Używa się też w tym języku dużo przedrostków. Jeśli w niewłaściwym miejscu położę akcent, wtedy nie będę zrozumiany. W czi-czewa „końcówki” daje się na początku wyrazu, jako przedrostki. Jest ich wiele. Jak skończą się wszystkie te przedrostki, trzeba zaakcentować rdzeń wyrazu. Potem po rdzeniu następują inne „dostawki” – przyrostki. Wszystko: osoba, czas, tryb – jest w środku wyrazu, a czasami coś, co chcemy podkreślić, stawia się na końcu.
Czy jest Ojciec ze swojej pracy w Malawi zadowolony?
Tak, ponieważ jestem tu razem z ojcem Józefem. Bez niego nie poradziłbym sobie. Tu jest zupełnie inny świat.
Wcześniej ponad 20 lat pracował Ojciec w Zambii. Gdyby pokusić się o porównanie Zambii i Malawi, jakie są różnice między nimi?
Zambia jest krajem wielkich przestrzeni. Tam „walczy się z samotnością”. Zambię zamieszkuje niewielka liczba ludności w porównaniu z jej ogromną przestrzenią. Statystycznie przypada tam 19 mieszkańców na kilometr kwadratowy2. Zambijczycy mają daleko do swoich sąsiadów. Może dlatego każdy napotkany człowiek od razu staje się przyjacielem. Bo na pustkowiu każdy jest przyjacielem. Ktoś mi kiedyś mówił, że mieszka na „farmie”, a następna rodzina jest od niego oddalona o 5 km. Jego żona wyjechała do miasta, dzieci też przeniosły się do miasta, a on został sam. Mówi, że nawet nie może pójść w niedzielę do kościoła, bo go okradną. Musiałby wszystko zostawić bez opieki. Kiedyś gdy był poza domem, ktoś spalił mu dom, a to co było w domu prawdopodobnie ukradł.
A jeśli chodzi o przyrost naturalny w obu krajach?
Wcześniej, dopóki nie było pandemii AIDS, ludność Zambii podwajała się w ciągu jednego pokolenia. Teraz, aby ludność się podwoiła, potrzeba dwóch pokoleń. Przyrost naturalny jest o połowę mniejszy. W Malawi przeciwnie. Kiedyś może pojawić się problem, bo kraj ten, moim zdaniem, przynajmniej w obecnej sytuacji, będzie miał coraz większe problemy z wyżywieniem ciągle rosnącej populacji. Od ubiegłego roku przybyło w Malawi 464 118 osób. Mniej więcej taki sam wzrost przewiduje się w tym roku. Gęstość zaludnienia wynosi ponad 145 osób na kilometr kwadratowy3. Obszar Malawi to 118 480 km2. Około 21 proc. terytorium Malawi to woda – głównie jezioro Malawi. Jedna trzecia obszaru kraju to góry i parki. Teren uprawny to może 20 proc. powierzchni kraju. Jak wyżywić rosnącą w szybkim tempie populację przy tak znikomych możliwościach dla rolnictwa?
Z czego żyją Malawijczycy?
Głównie właśnie z rolnictwa. Malawi to kraj rolniczy. Jak podają statystyki, 85 proc. zatrudnionych pracuje właśnie w rolnictwie. Malawijczycy uprawiają głównie kukurydzę, która jest ich podstawowym pożywieniem. Poza tym maniok, proso, trzcinę cukrową, herbatę, tytoń na eksport.
Czy w Malawi uprawia się warzywa?
Jeżeli ktoś mieszka blisko rzeki, uprawia warzy-wa, ale bardzo niewiele. Głównym problemem jest tu woda. Najwięcej uprawia się w Malawi kukurydzy i to tylko w porze deszczowej, która trwa tu zasadniczo od listopada – grudnia do marca – kwietnia. Potem jest susza. Wody nie ma, więc nic nie urośnie.
Ilu chrześcijan mieszka w Malawi?
Chrześcijaństwo to największa i najważniejsza religia w Malawi. Według raportu „Pew Research Center” z 2010 roku w Malawi żyje około 14,9 mln chrześcijan, co stanowi 82,7 proc. wszystkich Malawijczyków. 23-25 proc. tej liczby stanowią katolicy. 13 proc. Malawijczyków to muzułmanie, pozo-stali to niewierzący i wyznawcy tradycyjnych religii afrykańskich.
Jakie jest religijne zaangażowanie Malawijczyków? Czy regularnie uczęszczają na Mszę św. niedzielną, czy przystępują do sakramentów, czy biorą udział w życiu parafii?
Kościół w Malawi stanowi centrum życia i kultury. Religijność Malawijczyków jest prosta, ufna i serdeczna. Ponadto – zwłaszcza w buszu – tak naprawdę nic nie mają. Są biedni, mieszkają w bardzo ubogich glinianych domkach, bez elektryczności, a więc także bez radia, telewizji, nie mówiąc o nowoczesnych „osiągnięciach” współczesności. Lgną zatem do Pana Boga. Można powiedzieć, że ich jedyną rozrywką są nabożeństwa kościelne. W jakiś sposób zaspokajają one ich potrzeby estetyczne i potrzebę wrażeń. Mogą przyjść do kościoła, wyśpiewać się, wytańczyć i wymodlić, pokładając ufność w Bogu.
Mieliśmy na przykład niedawno uroczystość, podczas której 130 dzieci zostało włączonych do wspólnoty Kościoła, otrzymując sakrament chrztu. Ponadto około 60 dzieci przystąpiło do Pierwszej Komunii Świętej. Uroczystości trwały prawie 5 godzin. Gdyby trwały 7 czy 8 godzin, nasi wierni także by przyszli i wytrwali do końca. Nie byłoby to dla nich męczące. Stanowiłoby raczej odpoczynek, odskocznię od problemów codzienności.
Uroczystości w kościele to także okazja do przeżycia odrobiny radości, spędzenia czasu z muzyką, śpiewem, tańcami. Wierni trwają we wspólnocie jak jedna wielka rodzina. Wszyscy są sobie bliscy. Mogą razem śpiewać i tańczyć. To dla nich wielkie szczęście i radość.
Czy jednak biorą udział w życiu parafii? Czy mają w swojej religijnej wspólnocie jakieś role do spełnienia? Czy tylko przychodzą, żeby pośpiewać i wziąć udział w uroczystościach?
Kiedyś ludzie w większości nie chodzili do szkoły. Za szkołę trzeba było płacić, więc duży procent społeczności nie ma właściwie żadnego wykształcenie, a wielu to analfabeci. Są wśród nich jednak tacy, którzy chodzili do szkoły i zdobyli jakieś wykształcenie. Pełnią teraz we wspólnocie funkcje liderów. To, co liderzy postanowią i zrobią, ludzie akceptują, bez żadnego zastanawiania się. Chętnie pomagają, ale wszystko musi być im wytłumaczone przez liderów. To oni mówią, co trzeba zrobić. Jeśli liderzy tego nie wytłumaczą, nikt nie pomyśli o tym, że trzeba coś przygotować.
Liderzy mają przeważnie ukończoną szkołę średnią. W parafii mamy 7 osób, które ukończyły też dwuletnią szkołę katechistów. Nasza parafia liczy 72 stacje misyjne („outstations”), które są skoncentrowane w 5 okręgach, tak zwanych centrach. Głównym centrum całej naszej parafii jest miasto Kasungu. W każdym z 5 centrów jest przynajmniej jeden katechista. Przygotowuje on ludzi do chrztu, przygotowuje liturgię słowa, by wszystko na outstation odbywało się według planu. Nadzoruje podległe mu outstations.
Nazwa każdego outstation, czyli osady, która jest jednocześnie stacją misyjną, pochodzi od „headmana” – naczelnika wioski. W każdej ze stacji misyjnej jest około 10 liderów, którzy w społeczności wioski pełnią określone funkcje publiczne. To „starszyzna” wspólnoty: prezes, wiceprezes, skarbnik, zastępca skarbnika, sekretarz, zastępca sekretarza, przewodniczący do spraw rozwoju, zastępca przewodniczącego do spraw rozwoju, skarbnik liturgiczny, zastępca skarbnika liturgicznego. To wszystko osoby świeckie wybierane raz na 3 lata. Angażują się one w działania parafii, która jest także miejscem życia kulturalnego i społecznego.
W waszej parafii macie 72 outstation, a jest was tylko dwóch. Na każdego przypada po 36 stacji misyjnych. Nie jesteście w stanie odprawiać w każdą niedzielę Mszy św. we wszystkich outstation.
We wspomnianych 5 centrach Msza św. jest przynajmniej raz w miesiącu. W głównym kościele parafialnym w Kasungu Msza św. jest odprawiana w każdą niedzielę. W outstation rzadziej. Są jeszcze małe wspólnoty, tzw. Small Christian Community. W jednej takiej wspólnocie jest mniej niż 100 osób. Tworzą ją ci, którzy mieszkają blisko siebie. Msza św. jest odprawiana w nich raz w roku i w święto patronalne, czyli we wspomnienie ich patrona (jak w Polsce w odpust).
Problemy z odwiedzaniem wiosek pojawiają się przede wszystkim w porze deszczowej, kiedy tworzą się okresowe rzeki, a istniejące bardzo przybierają. Powstają rozlewiska nawet na kilometr, niczym małe jezioro. Jeśli ktoś dobrze zna drogę, może odważyć się i mimo warunków może przeprawiać się przez powstałe rozlewisko. Taka wyprawa jest jednak niebezpieczna. Bywa, że miejscowi mają odwagę i przejeżdżają. Ja bym się nie odważył… kilometr przez takie jezioro!
Rozmawiał o. Czesław H. Tomaszewski SJ
1. Por. Catholic Relif Cervice, za: ‹http://www.crs.org/countries/ malawi›.
2. Dane z maja 2015 roku, za: ‹http://countrymeters.info/en/ Malawi›.
3. Tamże.